Wiadomo, niedziela, ładna pogoda, sporo czasu i klimat spacerowy więc w ramach akcji organizowanej przez herbiness.com wybrałem się na półgodzinny spacer po szlaku zwracając uwagę na rośliny istotne z punktu widzenia kulinarnego. Nie chciało mi się wchodzić na łąki i do lasu więc skupiłem się tylko na tym co było w okolicy drogi.
Pierwsze skarby odnalazłem już na początku szlaku u podnóża góry.
I tak oto oczom moim ukazał się cały kocioł 3 użytecznych roślin. Pokrzywa, jeżyna oraz przytulia. Sytuacja prawie jak pomnik trzech orłów w Szczecinie, symbolizujących 3 pokolenia, bo na pokrzywę było już za późno (przynajmniej na tą :) ), na jeżynę za wcześnie, (chyba, że chcemy zrobić herbatę z liści) tylko przytulia była w sam raz. W naszym kraju mało popularna, ale na świecie używana nawet do produkcji alkoholu, ale i duszona daje radę. Na surowo nie polecana. Dotknijcie to się dowiecie dlaczego :)
Pojawił się też przedmiot moich zabaw z dzieciństwa czyli niecierpek :)
Patrząc wyżej widzę czarny bez. Tzn kwiaty ma białe, ale owoce czarne. Ten tutaj to już ostatni gwizdek, żeby zrobić z niego lemoniadę, ale owoce też będą bardzo wartościowe :)
A jeszcze wyżej dąb. Niestety istotne kulinarnie są tylko żołędzie, ale cały rok można pozyskać surowiec do odkażania ran.
No ale w końcu jeszcze szlak przede mną. A więc do góry!
Nie uszedłem daleko, a już komosa. O jej kulinarnych zastosowaniach pisałem już tutaj.
Paręnaście metrów wyżej już jaśniej i pojawia mi się dorodny okaz łopianu. Niestety brak saperki powoduje również brak korzenia, tak cenionego w azjatyckiej kuchni.
No i oczywiście jeden z moich ulubionych składników. Koniczyna, o której zawsze powtarzam, że jest zdrowsza od szpinaku. Najlepsza z kwiatami. O jej zastosowaniach pisałem już tutaj.
Obok pospolity mniszek lekarski, z którego liści robi się sałatki, a z z kwiatów napoje i miód.
I tasznik. Nie bez kozery nazywany "chlebkiem" :) Dobry dodatek do wielu potraw, choć co wytrwalsi potrafili nazbierać tego tyle, że starczyło na pastę do chleba :)
Okazuje się, ze o tej porze można jeszcze spotkać pędy orlicy, o której pisałem już tutaj :)
Na nasypie szukamy szczawiu, a w lesie szczawiku zajęczego. Wieść głosi, że nadaje się nawet do deserów :)
Znalazłem też mniej istotne rośliny z punktu widzenia kulinarnego. Na zdjęciu gwiazdnica.
Jak komuś na wyprawie zupa będzie za mało słona to może sobie pożyczyć trochę soli zmineralizowanej :)
I nie zapominajmy, że nie jesteśmy jedynymi amatorami roślin w okolicy :)
Polecam zgłębiać wiedzę na temat jadalnych roślin. Już nawet nie o to chodzi, że kryzys może nas dopaść w każdym momencie, ( nie tylko ekonomiczny, ale i sytuacyjny jak kataklizm itp :) ) ale nawet po to, żeby przełamać rutynę :)
szkoda, ze zioła są tak mało popularne. Ludzie zapomnieli jak wiele dobra jest pod nogami, szybciej i latwiej jest pójść do apteki :-) pozdrawiam - wielbicielka ziół :-)
OdpowiedzUsuńDopiero się wdrażam :) głównie pod kątem kulinarnym, wiele osób znalazłoby 10 razy więcej w ciągu takiego spaceru :) Ale zacząć to połowa sukcesu :) pozdrawiam również
UsuńDlaczego ja nie znalazłam tego bloga wcześniej , pozdrawiam ziołowego ludzika :-)
OdpowiedzUsuńKocham takie jedzenie - jak przyniosę do pracy coś"dzikiego" to nie mogę jeść tylko muszę odpowiadać na pytania!
OdpowiedzUsuńZioła to jeszcze pół biedy. Żółciaki siarkowe były dopiero kontrowersyjne nawet dla ludzi, którzy raz już jedli ;)
UsuńUwielbiam dzikie dodatki w moim jedzeniu :) Zioła aromatyczne zapachy które roznoszą się po domu jak się je do czegoś doda są niesamowite. Najbardziej lubię wchodzić do pomieszczenia w którym suszę zioła ;)
OdpowiedzUsuń