poniedziałek, 23 czerwca 2014

Mistrzostwa Polski w grilowaniu czyli bardzo pracowity weekend.

Zgodnie z powiedzeniem "Piątek - weekendu początek", weekend zaczyna się w ostatni dzień pracujący, zaraz po pracy. Jako, że w czwartek wypadło święto kościelne, które jest też dniem wolnym od pracy, to weekend został przedłużony i dla niektórych, w tym mnie, zaczął się od środy.

W związku z tym, że wygrałem półfinał Mistrzostw Grilowania dla amatorów na szczeblu regionalnym, miałem pojechać na finał do Ustki, ale że grafik miałem napięty to jeszcze w środę zahaczyłem o warsztaty kuchni fusion w ramach projektu "Miasto ogrodów".
Idea fusion w tym wypadku polegała na tym, aby otrzymując regionalne danie przygotować z niego coś ciekawego/innego. Każda grupa otrzymała jedną rzecz i miała się naradzić. Nam przypadła modra kapusta. Po zebraniu pomysłów (aby nic nie sugerować), kucharze przynieśli to co sami wymyślili. Szczególnie dwa dania zasłużyły na uwagę z kryzysowego punktu widzenia.

Tosty przed smażeniem moczone w wodzionce i posypane szczypiorkiem,


oraz makaron z  pesto z czerwonej kapusty


Postanowiliśmy nasz pomysł, czyli tartę z czerwonej kapusty wprowadzić w czyn, pod czujnym okiem profesjonalnych kucharzy.
Przepis był banalny, ale zgodnie z ideą Nigel'a Slater'a - najlepsze dania są prostee w wykonaniu :)
Wykonaliśmy spód z tłuszczu i mąki, który poszedł na 20 minut do piekarnika. W tym czasie została zblendowana ugotowana czerwona kapusta, podsmażona cebula i czosnek. Doprawione to zostało odrobiną białego wina i kawą, która doskonale komponuje się z czosnkiem. Nie wierzycie? Sprawdźcie :) Dosypaliśmy jeszcze kaszy manny, żeby cała masa była w miarę zbita i kolejne 30 minut w piekarniku. Na koniec zostało to udekorowane mało kryzysowym kozim serem i octem balsamicznym. Aha i jeszcze rukola z truskawką.

Wszystkie przygotowane dania, a to danie po środku to nasze :)


Ogólnie wyszło bardzo ciekawie, ale szybki powrót bo o 5 rano wyjazd nad morze.

Cała droga całkiem spokojna nie licząc demonstracji bożociałowej tworzącej kilkukilometrowy korek na jednej z głównych dróg krajowych łączących północ z południem. Atrakcje prawie jak na Lepperiadzie :)

Po zameldowaniu w hotelu małe spotkanie organizacyjne. Jak widać po słupach ogłoszeniowych całe mistrzostwa to bardzo poważna sprawa :)


Po spotkaniu była możliwość wzięcia udziału w paradzie drużyn ulicami Ustki, ale wszyscy amatorzy, czyli my :), sobie ją podarowali. Całość wyglądało jak typowy festyn w małym miasteczku, czyli przy okazji jednego wydarzenia rzucamy co mamy. I tak na czele jechały wielkie dwu i trzykołowe motocykle, następnie piętrowy autobus, orkiestra, w końcu profesjonalne drużyny grillowe i na dokładkę zabytkowy pojazd.


Wieczorem małe integracyjne przyjęcie, na którym można było jeść i pić do woli. No może nie do końca, bo godzinę przed końcem skończyło się darmowe piwo :)


Powrót, sen i oto nasz wielki dzień czyli piątek 20-stego :) Śniadanie i wyjazd do doliny na przygotowania do mistrzostw.
Ogólnie od samego początku musiałem korzystać ze swoich kryzysowych umiejętności. Zostaliśmy umieszczeni w kanciapce, zabierając miejsce drugich śniadań pracownikom zaplecza, ze zbyt małą ilością noży :) Znajdując pojemnik ze sztućcami dokopałem się do zaostrzonej łopatki do tortu, która spisała się znakomicie w roli noża :)


Potem okazało się, że nie ma zamówionych przeze mnie głównych składników mojego dania. Kolejny kryzys, szybka reakcja i zmiana koncepcji. Dość eksperymentalnie czego nigdy nie robiłem, ale grunt to do przodu. Skoro od początku miałem iść w burgery to postanowiłem jakieś ulepić, aczkolwiek nie do końca będąc przekonanym czy będą się trzymać, zważywszy, że były jeszcze ciepłe :)
W końcu nadeszła godzina W, która dla nas oznaczała 15:00 i przystępujemy do boju. Chwila opóźnienia, bo rozpalono o jednego grilla za mało, ale 15:15 zaczęliśmy przy akompaniamencie zespołu łączącego szanty z poezją śpiewaną o tematyce morskiej. Jak ktoś nie wie jaka jest różnica, to mogę napisać, bo np. "Gdzie ta keja" to nie jest szanta wbrew powszechnemu twierdzeniu.


Jedyne narzędzie jakie dostałem do grilowania to były szczypce. Próbowaliście przerzucić kiedyś burgera szczypcami zamiast łopatką? Ja tak. Nie wyszło :) Coś tam porobiłem, wyszło średnio, a właściwie zupełnie nie tak jak powinno :) i oto efekt moich starań (z lewej na dole):


Sędziowie spisali się znakomicie. Nie było mniejszej punktacji tylko za to, że ktoś czegoś nie lubił i starali się zachować obiektywizm. Później pokazywali punktację wymieniając uwagi, że bardzo lubią kuchnię amatorów, bo im się bardziej chce :) Dla wszystkich fanów moich zdjęć dostałem aż 8 punktów na 10 za wygląd dania i 20 na 30 za smak. Przy czym ta druga ocena była przyznawana na zasadzie, że max dostawało danie najsmaczniejsze, a kolejne niżej i niżej. Za stopień zgrillowania najmniej ze wszystkich, bo jak pisałem wszystko się rozwaliło :)
Także mam dla Was wiadomość taką, że moje zdjęcia dalej będą wyglądać tak samo, bo nie wygrałem aparatu :)

Nie mogłem już się doczekać godziny 22:00 kiedy to mogłem zobaczyć moją pierwszą miłość z przed ponad 25 lat - Sandrę :) Wtedy chłopacy dzielili się na tych, którzy kochali się w Sandrze lub Sabrinie :)


Cóż mam powiedzieć. Z tamtej Sandry zostały tylko nogi :) 
Natomiast zrobiła bardzo ciekawy performance, bo jako znana animalistka występująca na mistrzostwach grilowania zrobiła mały "performance" i zaśpiewała przebój Johnny wanna live zaznaczając, że to najważniejszy w jej karierze i puszczając teledysk na telebimie.

Drugi dzień można było jechać na mistrzostwa europy, ale sobie podarowałem na rzecz Ustki. Tym bardziej, że wcześnie rano wyjazd. 

Śniadanie w hotelu było od godziny 8:00 dlatego trzeba było sobie radzić inaczej posługując się starym sprawdzonym patentem :)


Jeszcze tylko po drodze słynne źródło w Kwakowie :) Ogólnie ciekawa sprawa, bo to stary poniemiecki system. Przed wojną stał tu budynek, który dowiercił się do krystalicznego źródła. Budynku już nie ma, ale rura z cały czas płynącą wodą jest tam w dalszym ciągu. Powiadają, że był to browar, gdzie do produkcji piwo używano źródlanej wody, ale nie znalazłem potwierdzenia tej historii. W każdym razie zawsze jest tam kolejka z baniakami za, dużo lepiej nadającą się do herbaty, a przede wszystkim darmową wodą. Okoliczni mieszkańcy napełniają sobie kanistry i używają jej do wszystkiego. W tle złoża barszczu czyli głównego składnika znanej zupy :)


Po drodze nazbierałem jeszcze chabrów i płatków dzikiej róży, do lemoniady, która jutro będzię na deserach :)

Reasumując. Pojechałem sobie za darmo nad morze. Wystąpiłem i odbyłem podróż sentymentalną do czasów dzieciństwa :)
Bardzo mi się podobał sam konkurs pod kątem ludzi. Nie było niezdrowej rywalizacji, wszyscy sobie pomagali, nikt się nie spinał i ogólnie jakiś wszechogarniający luz, jakby każdy miał to gdzieś. Tu chyba udzielił się klimat tego jak nasza konkurencja była traktowana na tle całych zawodów :) Dobrze było się spotkać, porozmawiać i powymieniać doświadczenia. Ogólnie sympatycznie.
Chciałbym tu przy okazji pozdrowić też wszystkich pracowników zaplecza kuchennego, zwłaszcza tych niższego szczebla, którzy cały czas służyli nam pomocą i dobrą radą.
Ja ze swojej strony nie mogę mieć pretensji do organizatora za brak zamówionych składników, bo raz, że to była pierwsza (nie wiem czy ostatnia :) ) edycja, dwa że dwoił się i troił, żeby mnie zadowolić w tej sytuacji, a co najważniejsze, ja jako kryzysowy kucharz powinienem sobie szybko radzić ze wszelkimi brakami. Szybko zmieniać składniki, a łopatkę zmontować z kawałka ogrodzenia :) Także w tej kwestii zawiodłem :)

3 komentarze:

  1. Johnny wanna live o tyle przekornie, że w tym samym miejscu jest tzw. safari, w praktyce czytaj makaki w małych w klatkach. W kontekście wielkiego obżarstwa jakim np. była jagnięcina czy renifer akcent w postaci kryzysowego kucharza był prawdziwie kryzysowy :) Magda ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No kryzysowy kucharz miał wybitnie niekryzysową koncepcję, aż w całym Słupsku nie było takich składników :)

      Usuń
  2. Zapraszam do siebie na kotleciki z kalafiora!

    www.paczekwkuchni.blogspot.com

    Pozdrawiam!:-)

    OdpowiedzUsuń