Dzisiaj danie z Luizjany. To taki skrawek ziemi, w którym jest wiele ciekawych rzeczy, jednak szerszej publiczności znany z dwóch bardzo wyświechtanych przez popkulturę odłamów chrześcijaństwa. Pierwsza to voodoo, czyli to, co powstało w momencie, kiedy ludności z Afryki próbowano narzucić religię z Bliskiego Wschodu. Pisałem o tym trochę przy okazji potrawy jambalaya. Druga to Kuk Klux Klan. O nich nie pisałem nigdy. Niemniej jednak geneza dania, które Wam przedstawie jest zdecydowanie niereligijna, więc ten temat zostawimy w spokoju.
Luizjana to taki region, gdzie jak się okazało, że nie ma tam złota, to nikt nie chciał go przygarnąć. Mowa tutaj o dużych graczach, czyli tych, którzy przyjechali na te tereny z nowoczesną bronią. Natywni mieszkańcy chcieli się zająć tym kawałkiem ziemi, ale zgodnie z podstawami fizyki, nie mieli oni nic do gadania i ostatecznie osiedli tam Francuzi. I to jest dla nas istotna informacja, bo ostatecznie Luizjana stała się jednym ze stanów, ale z wyraźnymi wpływami francuskimi, np. w kuchni.
Historia tego dania zaczęła się pod koniec XIX wieku, kiedy stały się modne bułki paryskie ze smażonymi ostrygami. Prawdziwą sławę zyskało ono dopiero w latach 20-tych XX wieku, podczas wielkiego kryzysu.
A było to tak. Dwóch braci postanowiło porzucić pracę w transporcie publicznym i założyli mały punkt gastronomiczny w Nowym Orleanie. W 1929 roku doszło do strajku pracowników związanych z ich poprzednim miejscem pracy i jak to zwykle bywa zamówiono na tą okoliczność łamistrajków, złożonych głownie z recydywistów. Strajkujący się zdenerwowali i podpalili tramwaj przy aprobacie zgromadzonych mieszkańców, którzy zresztą w geście solidarności unikali środków komunikacji publicznej. W każdym razie sytuacja była poważna, strajk się przeciągał, więc bracia postanowili karmić strajkujących tymi tanimi kanapkami. Mówili przy tym pieszczotliwie, że idzie kolejny biedny chłopiec do wykarmienia. Z ang. poor boy. Stąd nazwa kanapki po'boy. Niektórzy historycy podważają prawdziwość tej historii, ale świat jest zbudowany na wielu ciekawych historiach, w które się dobrze wierzy. Taka jest wersja oficjalna.
W związku z tym, że założyłem sobie małą hodowlę boczniaków, która dość pokaźnie obdarowuje mnie plonami, o czym chwaliłem się przy okazji wcześniejszych boczniakowych przepisów, postanowiłem przygotować jedną z wersji tej kanapki, bo jak to często bywa w przypadku znanych dań, doczekała się ona wielu. Żeby zrozumieć dlaczego wersja z boczniakiem stała się taka popularna trzeba znać choć trochę język obowiązujący w kraju jej powstania. Ostrygi to po angielsku oysters. Boczniaki to z kolei oyster mushrooms, czyli dosłownie grzyby ostrygi. Zresztą najbardziej popularna, użyta przeze mnie odmiana to boczniak ostrygowaty.
W każdym razie buła idealna w teren lub jako przekąska do pracy, a jak ktoś ma koło miejsca pracy mały gaik, tak jak ja, to sobie może zjeść i w terenie i w pracy :)
W każdym razie buła idealna w teren lub jako przekąska do pracy, a jak ktoś ma koło miejsca pracy mały gaik, tak jak ja, to sobie może zjeść i w terenie i w pracy :)
Składniki:
- boczniaki
- mąka kukurydziana
- bagietka
- sałata
- pomidory
- ogórki kiszone
- pikantny ketchup
Wykonanie:
Boczniaki myjemy, kroimy, obtaczamy w mące kukurydzianej i smażmy. Bagietkę kroimy wzdłuż na pół, nakładamy na nią liście sałaty, podsmażone boczniaki, pokrojone w plasterki pomidory i ogórki. Wszystko uzupełniamy ketchupem.
Super to wygląda, nigdy nie jadłam, ale nie omieszkam się spróbować
OdpowiedzUsuń