czwartek, 4 grudnia 2025

Lablabi

Danie cudowne w swojej prostocie. Popularne w Tunezji, ale też w Iraku. Co bardziej nadgorliwi historycy, którzy chcą doszukać się początków wszystkiego, wskazują na otomańską okupację Tunezji, podczas gdy inni stwierdzają, że danie jest tak proste, że po prostu powstało samo.

Składniki:

- bulion
- ciecierzyca
- przyprawa Harrisa


Wykonanie:

Bulion możecie ugotować z warzyw lub z kostki. 
Ciecierzycę ugotować, odsączyć, zalać bulionem i dodać znaczną porcję harissy.


piątek, 28 listopada 2025

Łodygi brokułu w sosie ketchupowym

Wyjątkowo kryzysowe, bo zasadniczo wyrzucane jako odpad, czyli łodygi brokułu, które idealnie nadają się do kuchni azjatyckiej, dlatego tak trochę na taką modłę zrobiłem danie z makaronem ryżowym, którego rodowód jest równie kryzysowy, bo w Tajlandii był tańszym odpowiednikiem ryżu.
Wygląda jak makaron z frytkami, ale smakuje jeszcze lepiej :)

Składniki:

- łodyga brokułu
- ketchup
- przyprawa do kuchni chińskiej
- makaron ryżowy


Wykonanie:

Łodygę obieramy i kroimy w podłużne kawałki.
Podsmażamy.
Dodajemy trochę ketchupu, wody i przyprawy do kuchni chińskiej.
Podajemy z makaronem ryżowym.

piątek, 21 listopada 2025

Podły kebab dworcowy

Kiedy Kadir Nurman otwierał swoje pierwsze stoisko z kebabem w Berlinie, nie wiedział jeszcze, że danie te nie tylko stanie się symbolem tego miasta, ale też przyjmie się jako potencjalny fast food w rozwijającej się gospodarce tuż za wschodnią granicą.

Oczywiście, wariacji na temat tego dania powstało sporo, a samo przeszło ewolucję podyktowaną prawami ekonomii, czyli należało zejść do minimum z włożonymi środkami zarówno w postaci pieniędzy jak i czasu. Tak powstały szybkie w obsłudze tzw. "kule mocy", mieszanki różnego rodzaju mięsa i innych jadalnych części zbite w kolisty kształt, który można nadziać na obracający się ruszt, a następnie odkrawać z niego kawałki następnie wpychane do bułki. Mieszanka musiała być tak zbita, że po ukrojeniu kawałka trzymało się to wszystko w formie plastra. 

Co w takiej mieszance było? Różne rodzaje mięsa, z niehalalowym wieprzowym włącznie. Jakieś sklejacze. Póki co, w przeciwieństwie do Wielkiej Brytanii, nie stosuje się mięsa psa, czy kota. Im bardziej podły bar, tym tańsza kula. Te małych dworcach, otoczone niezbyt licznymi alternatywami, opracowały sztukę oszczędzania do perfekcji. To jedne z niewielu miejsc, gdzie jeszcze można zjeść mrożoną pizzę z mikrofali :)

"Kole mocy" są sprzedawane tylko na kule a kula to co najmniej 10 kg, dlatego możecie sobie zrobić substytut w postaci mielonki z puszki, lub ewentualnie takiej w plastrach. Do tego obowiązkowo kapusta, dużo kapusty :)

Składniki: 

- jakaś mielonka
- bułka
- kapusta
- ketchup lub majonez

Wykonanie:

Mielonkę kroimy na plastry o szerokości ok 2-3 cm i smażymy.
Wkładamy je w bułkę i dorzucamy jakiś sos plus dużo tartej kapusty.



czwartek, 13 listopada 2025

Klusie grzybusie

Wariacja na temat klusek śląskich, która stała się internetowym wiralem. Daje o sobie znać szczególnie, w sezonie grzybowym, który właśnie się kończy, a który można przedłużyć w kuchni za pomocą suszenia. Tu zdecydowanie #teampodgrzybek, jako znacznie bardziej aromatyczny.

Składniki:

- ziemniaki
- mąka ziemniaczana
- mąka pszenna
- grzyby leśne


Wykonanie:

Ziemniaki obieramy, gotujemy, studzimy i ugniatamy. Dodajemy mąki ziemniaczanej w stosunku 1 do 4 i ugniatamy na jednolitą masę. Formujemy kulki, w które wkładamy jakąś rurkę, aby powstał nam wzór o kształcie ogonka grzyba. Wrzucamy do wrzącej wody i wyjmujemy jak wypłyną.
Grzyby podsmażamy i zasypujemy lekko mąką. Dodajemy wody cały czas mieszając. Tak przygotowanym sosem polewamy kluski.

czwartek, 6 listopada 2025

Zestaw studencki z baru mlecznego

Będąc jeszcze biednym studentem, zdarzało się czasem stołować "na mieście". Rzadko, bo rzadko, z uwagi na to, że przygotowanie jedzenia zawsze było tańszą opcją, ale niejednokrotnie w wyniku krótkiej przerwy w zajęciach lub po prostu chcąc doznać odrobiny luksusu korzystało się z efektów czyjejś ciężkiej pracy, bo niewątpliwie do takich należy praca w gastronomii.

Najczęściej korzystało się z Barów mlecznych, czyli przybytków o bardzo niskiej cenie jedzenia (o ile wybierało się opcję bezmięsną, zgodnie z ideą barów mlecznych), z uwagi na dofinansowania takowych z pieniędzy publicznych. Nie wiem na ile nazwa jest zastrzeżona, ale jadąc na nostalgii, obecnie niektórzy również pootwierali knajpy o takiej nazwie, jednak cenowo nie mają nic wspólnego z pierwotną ideą.

W Szczecinie, gdzie studiowałem, odwiedzałem 4 bary, jedne częściej, drugie rzadziej, ale generalnie obracałem się w ich okolicach.

  1. "Jedyna" - mój faworyt znajdujący się w samym centrum miasta. Kiedyś ulica, na której się znajdował nazywała się Jedności Narodowej, ale uznano, że Polacy nie muszą być jednością i podkreślono to zmianą na Jana Pawła II. Najtańszy bar w mieście, ale i klimat był specyficzny. Ceny były tak niskie, że przychodzili tam nawet bezdomni, a stałą dekoracją baru były lokalne Sebixy, które odwiedzały pracujące tam kucharki. Niestety bar już nie istnieje :(
  2. "Kogel-Mogel" - chyba działa do dziś, za to dla mnie był zawsze taki nijaki. Ani, drogi, ani tani, mało miejsca, ale blisko uczelni. 
  3. "Zacisze" - znajdujący się na pętli tramwajowej ulubiony lokal studentów Akademii Rolniczej (obecnie ZUT), którzy przesiadali się tam w drodze do akademików. Dużo miejsca. Wielka witryna szklana. Już nie istnieje.
  4. "Turysta" - najdroższy bar mleczny w mieście. Oczywiście dalej tańszy od restauracji, ale raczej go unikałem, chyba, że byłem w mieście turystycznie. 
Na wyróżnienie jeszcze zasługują dwa bary, które były w innych miastach. 
  1. "Poranek" - w Słupsku. Ogromny i połączony z najstarszą pizzerią w Polsce, gdzie robią jeszcze pizze z PRL.
  2. "Pod Arkadami" - w Poznaniu. Absolutny obowiązkowy punkt każdego wyjazdu do Poznania. Bar wyróżniał się tym, że zamiast ziemniaków, można było wziąć frytki, w cenie kilka razy tańszej niż z budki. Przy czym frytki były z krojonych z ziemniaków. Nie tak tanie, jak na Alei Frytek w Częstochowie, ale też bardzo tanie. Do tego jedyny bar w Polsce, który utrzymując bezmięsne dotowane menu chciał podać coś ciekawego, więc był gulasz sojowy i sojowe pulpety w sosie pomidorowym. Frytki były tak bardzo popularne, że pewnego razu patrząc na menu na ścianie usłyszałem od pani za ladą "Ale frytek nie ma".
Mimo, ze bary tanie, trzeba było zrobić tak, żeby się najeść, ale jak najtaniej w tej taniości. Przy okazji, żeby posiłek był wartościowy. Prawdziwym klasykiem była kasza gryczana i groszek z marchewką. Do tego surówka, najlepiej bazująca na kiszonkach, bo najtańsza i zdrowa.
Groszek z marchewką był takim dodatkiem uprzywilejowanym. Dodatek słowo klucz. Podczas gdy w języku angielskim jest słowo stew, u nas tłumaczy się to jako gulasz. To nie do końca to samo, bo gulasz to gulasz. Stew to właściwie pełnowartościowy jednogarnkowy gęsty sos z dodatkami. Podczas gdy w polskiej kulturze groszek z marchewką był traktowany jako dodatek, był jednak wartościowy, stąd zawsze najlepsza relacja jakości do ceny.

Składniki:

- marchewka
- groszek konserwowy
- kasza gryczana
- mąka
- jakaś surówka


Wykonanie:

Marchewkę kroimy w kostkę i podsmażamy z groszkiem. Dosypujemy trochę mąki, mieszamy i dolewamy wody regulując gęstość.
Podajemy z ugotowaną kaszą.

czwartek, 30 października 2025

Shiro Wat

Danie afrykańskie. Oryginalnie robi się je ze zmielonych nasion ciecierzycy, ale w sumie, mógłbym zblendować je po ugotowaniu.
Danie pochodzi z Erytrei. Z czego słynie Erytrea? Tu trochę z jak z ChatGPT. Kiedy zapytać Polaków czy jest tam dobrze, to 99% stwierdzi, że tak. Dociekając okaże się, że mało kto wie gdzie ona w ogóle leży. Leży tuż nad Etiopią - ta jest już ludziom bardziej znana głównie z powodu żartów o głodzie - a dobrze tam nie jest w ogóle. Szczerze mówiąc ustrój przypomina trochę ten z Korei Północnej. Z tego powodu, to właśnie z tego kraju jest najwięcej uchodźców.
Niby taki budyń, ale sztuka tkwi w przyprawach.

Składniki:
- ciecierzyca
- cebula
- czosnek w proszku
- papryka słodka
- kmin
- koncentrat pomidorowy


Wykonanie:

Nasiona ciecierzycy mielimy na proszek.
Cebulę kroimy w kostkę i podsmażamy. Dodajemy trochę koncentratu, przyprawy i mieszamy.
Dodajemy mąki z ciecierzycy, smażymy. Dolewamy delikatnie wody, cały czas mieszając, du uzyskania konsystencji bardzo gęstego sosu.

czwartek, 23 października 2025

Kryzysowy musakhan

Ostatnio czytelnik pisał, że mało przepisów wojennych. Mówisz- masz :)
Z uwagi na to, że jedzenie pełni jedną z najbardziej istotnych funkcji w naszym życiu, choć w przypadku katastrofy pełni funkcję elementu przetrwania, to pełni ją nie tylko w rozumieniu odżywienia organizmu i przetrwania fizycznego, ale i psychicznego.
Jedzenie w warunkach wojennych, zwłaszcza jedzone wspólnie, buduje wsparcie społeczności i może redukować PTSD.
Z uwagi na to, jedzenie jest często przygotowywane wspólnie przez małe społeczności w prowizorycznych schronach - piwnicach, w których ludzie spędzają czasem po kilka dni, a także w obozach dla uchodźców.

Jednym z takich dań jest kryzysowy musakhan. Musakhan to danie palestyńskie, które pomimo nieco mniej szczelnej blokady na towary żywnościowe nałożonej na strefę Gazy 20 lat temu przez siły Izraela, było w oryginalnej wersji dość popularne. Od czasu czystek przeprowadzonych przez wojsko Izraelskie i czymś co jest zawsze ich nieodłącznym elementem (pisałem o tym w poprzednim wpisie o oblężeniu Sarajewa), głód i blokady żywności, danie wygląda trochę inaczej. Czystka nie zawsze polega na tym, że cała ludność zostaje zabita. Generalnie ludności ma nie być w określonym miejscu, nieważne, czy zostaną zabici, czy gdzieś sobie pójdą, dlatego część ewakuowała się ze strefy wojny i jest w obozach dla uchodźców. Nigdzie nie jest powiedziane, że w obozach jest dużo więcej jedzenia, dlatego zarówno ci pod obstrzałem, jak i ci w obozach, korzystając z tego co otrzymali stworzyli kryzysową wersję popularnej potrawy.

O jej smaku decyduje sumak. Na szczęście rośnie w wielu parkach i skwerach.

Składniki:
- płaskie chlebki
- cebula
- bakłażan (opcjonalnie)
- strączki jeśli są
- mąka
- sumak 
- kumin



Wykonanie:

Cebulę pokroić w półplasterki i podsmażyć aż będzie miękka. Jeśli mamy bakłażan, to dodajemy pokrojony w kostkę. Możemy trochę zagęścić mąką.
Dodajemy przyprawy i ugotowane strączki. Zazwyczaj soczewica zielona lub ciecierzyca.
Podajemy na płaskim chlebie.

niedziela, 19 października 2025

Sataraš sarajewski

Dla kogoś kto dojrzewał w latach 90-tych Sarajewo było czymś co przewijało się przez wiadomości telewizyjne do roku 1995. Nie dość, że przechodziło najdłuższe oblężenie w nowożytnej historii, to jeszcze odgrywało ważną rolę w konfliktach zbrojnych w XX wieku. 

Od początku. Najpierw został tam zastrzelony książe Franciszek Ferdynand, który zasłynął tym, że guwernerem u niego był najsłynniejszy Czech Jára Cimrman. Nie mógł się doczekać, aż przejmie władzę po swoim wuju. Pojechał w ramach zastępstwa i brutalnie się przekonał, co oznacza pełnić funkcję publiczną. Oczywiście, miejsce w którym to się stało jest porządnie zaznaczone, a nawet możecie stanąć w tym miejscu i sobie zasymulować zamach.



Potem, Austria chciała przeprowadzić dochodzenie, ale wykluczając lokalne władze. Lokalsi się nie zgodzili i wybuchła wojna. Wtedy nazwana "Wielką", a potem "Pierwszą Światową". Oczywiście wojna i tak by wybuchła, ale o tym, to akurat uczycie się na historii.

Po wojnie, żeby zrobić mocny region, wszystkie słowiańskie ekipy, czyli katolicka, muzułmańska i prawosławna się skrzyknęły i zrobiły sobie państwo nazywając je "Państwem Słowian Południowych" w sensie Jugosławia. O tym już mało będziecie czytać. Problem był taki, że prawosławni chcieli rządzić, a im bardziej inni chcieli równości, tym bardziej prawosławni dokręcali śrubę. 
Potem wybuchła "Druga Wojna Światowa" i Niemcy najechali Jugosławię. Katolicy dogadali się z Niemcami. Prawosławni chcieli bić Niemców, ale też się czasem dogadywali. Przy czym jeszcze katolicy zbudowali obozy koncentracyjne dla prawosławnych, gdzie wybijano na tak ciekawe sposoby, że nawet Niemcy byli w szoku.
Powstała też partyzantka pod szyldem komunistów, która miała jedną zasadę. Nie ważne w co lub kogo wierzysz, jak chcesz bić Niemców, to zapraszamy. Tak zebrali największą ekipę, która sama wyzwoliła się od Niemców nie wpuszczając ZSRR i tym samym unikając okupacji tych drugich. Było tam tak liberalnie, że nawet Polscy katolicy, mieli tam silną reprezentację też się przyłączyli, bo z tymi było im po drodze najbardziej, mając później na swoim sztandarze krzyż.
Ekipa była tak silan i tak niezmienna, że Alianci wyposażali ich w broń. Ostatecznie była to jedyna partyzantka, która miała flotę i lotnictwo.

Symbole ku czci bohaterów II WŚ są niemal wszędzie. Najsłynniejszy w Sarajewie, to Vječna Vatra, który jak sama nazwa wskazuje cały czas się pali.


Przywódca partyzantów Tito, przejął władzę po wojnie, ale bardzo szybko poróżnili się ze Stalinem. Stalin wywalił go ze swojej bandy, a sam Tito dokonał u siebie dekomunizacji i stalinowców pozamykał tam, gdzie wcześniej zamykał kolaborantów (oczywiście te resztki, które przeżyły). Potem dogadywał się z Zachodem ostatecznie został sojusznikiem NATO, ale tylko sojusznikiem, obierając tzw. "Trzecią drogę", najlepiej dogadując się z państwami, którym nie po drodze był ZSRR, ani USA. USA jednak ładowało kasę w sojusznika ... do czasu.
Coś co początkowo miało być reżimem z każdym rokiem było coraz bardziej liberalne, a docelowo miało być czymś na kształt znanej z programu naszej rodzimej Solidarności "Samorządnej Rzeczpospoitej". Najmocniej tępione były ruchy separatystyczne.

Zresztą Tito cieszy się ogromną estymą. Tu Cafe TITO, znajdujące się koło alei Snajperów.



Jest też muzeum Tito, do którego polecam pójść każdemu, żeby zobaczyć, jak działa muzeum w pełni zautomatyzowane.


Potem Tito umarł i zaczęły znów do głosu dochodzić różne ciekawe interpretacje narodów. Ogólnie koncepcja narodu, to ogólnie taka bajka wymyślona w XIX wieku, ale czasem może się jeszcze gdzieś zaczepić w jakiś tam tradycjach. Tutaj tych tradycji nie było więc podzielono się po kluczu religii. 
Jeszcze w międzyczasie zorganizowano igrzyska zimowe, żeby światu pokazać, że po śmierci Tito nie jest tak źle. 
Ślady igrzysk widać wszędzie.


 

 Z czego największą atrakcją jest obecnie nieczynny już tor bobslejowy.



Potem opadła żelazna kurtyna, zmieniły się układziki na świecie, USA przestało utrzymywać sojuszniczą armię, a armia była ogromna i nie miała co robić. Wybuchła wojna. Najpierw pierwsza i krótka. Słowenia powiedział, ze chce być sama. Wysłano wojsko w ramach operacji policyjnej, ale mądrzy Słoweńcy nieźle ich taktycznie rozegrali i wojsko odpuściło. 

Potem pozostali katolicy myślą sobie tak: "Ci prawosławni się za bardzo panoszą, pewnie chcą zrobić to samo co przed wojną, czyli rządzić wszystkimi. My też wymyślamy własne państwo". Narysowali kreskę, ale w ramach kreski znaleźli się też jacyś prawosławni. Prawosławni z kolei myślą tak: "Pewnie zrobią to samo z nami, co w czasie drugiej wojny". Tym bardziej, że katolicy nie tylko nie przeprosili za wojnę, ale nawet twierdzili, ze spoko. Do tego na flagę dali sobie swój faszystowski symbol. Teraz wyobraźmy sobie, że po zjednoczeniu Niemcy wrzucają na flagę swastykę i co wtedy myśli Polska. Prawosławni wjechali, wybuchła druga wojna i tym razem było ostrzej. Zabrali im kawałek ziemi.

Byli jeszcze muzułmanie, którzy myślą, skoro wszyscy chcą swojego państwa to my też. Pokojowo nastawiony profesor filozofii został prezydentem i myślał, że pójdzie pokojowo. Nie poszło i wybuchła trzecia wojna. Prawosławni ich najechali i zaczęli przeprowadzać czystki. katolicy zresztą też. Muzułmanie byli w najgorszej pozycji, bo stosunkowo najtrudniej było ich wyposażyć w broń. Katolicy mieli broń z Europy zachodniej, prawosławni od Rosji, ale też od Izraela, który nie chciał muzułmańskiego państwa w Europie, a muzułmanie dopiero po czasie dostali broń z Bliskiego Wschodu, wraz z ochotnikami. 
Sam prezydent Alija Izetbegović, z uwagi na swoje poglądy był taki bohaterem dla Zachodu, który nawet się trochę cieszył, że nie powstanie mu państwo muzułmańskie pod nosem. Nawet mimo tego, że to byli Słowianie, jak cała reszta, ale ile można nadstawiać tyłka. Zgadnijcie co :) Alija się zradykalizował, a po wojnie, w ramach nagrody dla ochotników, przekazał trochę czystych paszportów, dzięki czemu mogli zostać obywatelami Bośni. Choć czasami było z nimi więcej szkody niż pożytku, bo nie mówili po jugosłowiańsku.



Prawosławni oblegali Sarajewo od czasu do czasu bombardując miasto. Generalnie wojsko ma ograniczone możliwości czystek, więc stosuje się taktykę czyste publicznych. Zabija się i gwałci tak, aby każdy widział, wtedy inni dobrowolnie opuszczają teren. 
Co działo się w mieście przypominają różne muzea.

Oblężenia:




Ludobójstwa:



I wojennego dzieciństwa, które nie ogranicza się tylko do Sarajewa, ale wystawa cały czas się zmienia. Obecnie są tam też eksponaty z Ukrainy i Palestyny.


Co jeszcze się działo, czyli przestępczość, różne bojówki, interesy ONZ to już wiedzą tylko mieszkańcy.
Miasto było codziennie bombardowane i odcięte od świata, więc brakowało wszystkiego. ONZ czasem coś przywoził drogą lotniczą, a czasem wstrzymywał. W pewnym momencie mieszkańcy wzięli sprawy w swoje ręce i aby jakoś sobie poradzić z blokadą wykopali kilkusetmetrowy tunel z miasta do terenów nieokupowanych. Z jakiegoś powodu kopanie tunelu było objęte tajemnicą nawet przed siłami ONZ :)

Jest tam teraz muzeum, ale najgorsze w jakim byłem i osobiście nie polecam, bo tunel to jedyne co tam jest. Reszta na siłę i to co zobaczycie gdzie indziej. Do tego masa ukrytych kosztów. Już sam bilet relatywnie drogi, ale jeszcze dopłata za parking i dopłata za informację zeskanowaną pod QR kodem. Aha, no i na posesji obok biegają dogi kanaryjskie, które nauczyły się ja opuszczać. Szkoda czasu i pieniędzy, serio W Żaganiu macie znacznie lepszy tunel i dużo taniej.


Czystki to nie tylko ludzie. To jeszcze kultura, dlatego wojska prawosławne podpaliły bibliotekę. Budynek został odbudowany, ale książki poszły z dymem.


Jednym z symboli miasta podczas wojny jest tzw. Aleja Snajperów. Tu wojska prawosławne były najbliżej, a i cywile byli najbardziej odsłonięci, dlatego poruszanie się tędy można było rozpatrywać w kategoriach sportu ekstremalnego. Na zdjęciu stare barykady, pomniki upamiętniające jeszcze II WŚ.


Okoliczne budynki najmocniej postrzelane. U góry zamurowane stanowiska snajperskie obrońców miasta.


W centrum jest działający rynek warzywno-owocowy.


Twierdzi się, że pocisk, który spadł na niego i zabił ponad 60 osób był bodźcem do nacisków państw NATO do zakończenia wojny. Nawet ONZ już tracił cierpliwość. Koło alei snajperów doszło do bitwy pomiędzy siłami prawosławnymi, a Francuzami, którzy nie czekali na klepnięcie akcji przez ONZ. Po tej akcji prawosławni unikali strzelania do Francuzów. 
Na zdjęciu to miejsce, zaznaczone tzw. czerwoną różą. Tak zaznaczano miejsca gdzie w wyniku ostrzału artyleryjskiego zginęło co najmniej kilka osób.


W każdym razie układ, który podpisano, miał za zadanie szybko przerwać wojnę dlatego przypieczętował prawosławne czystki wyznaczając granicę tam gdzie była linia okupacji, a także miał być tworem tymczasowym dzieląc państwo na Republikę Serbii i Federację Bośni i Hercegowiny. Powstał taki potworek, który jest najbardziej zbiurokratyzowanym państwem w Europie. Nie mówimy tu o oddolnym samorządnym społeczeństwie obywatelskim, mówimy o wielu organach prawie centralnych. Miało być na chwilę, ale politykom z każdej strony to pasuje i za każdym razem jak dochodzi do jakiś protestów, to politycy straszą konfliktem religijnym, byle tylko zachować biurokratyczny status quo :) Skąd to znamy :)

Poza tym jak się żyje w Sarajewie? Masę turystów i handlowa starówka.


Podzielona linią pomiędzy architekturą turecką (wschodem), a austriacką (zachodem).


Aha, no i wszędzie pod górę :)


Na jednym ze wzgórz stoi obserwatorium kosmiczne. Niegdyś nowoczesne, niestety zniszczone podczas wojny wraz z archiwum.


Danie, które Wam przedstawię, to prosta klasyka kuchni pogranicza. Dostępne niemal wszędzie.

Składniki:

- pomidory
- marchewki
- cebula
- papryka
- papryka w proszku
- groszek
- ziemniaki/ryż/kaszka kukurydziana


Wykonanie:

Cebulę pokroić i podsmażyć.
Dosypać papryki i zasmażyć lekko.
Dolać wody i resztę warzyw i dusić pod przykryciem na małym ogniu.
Podawać z ryżem lub ziemniakami, polentą, albo pieczywem.

Ogólnie bardzo ładne miasto. Nie za duże, nie za małe. Pełno ciasnych i stromych uliczek, więc jeździ się ciężko, ale w Bośni jest kulturka. Jedyne, kiedy zostaje się obtrąbionym, to jak się zamuli na zielonym, bo liczy się czas. Cała reszta, naginanie przepisów, ale bezpiecznie. Jak Wy nagniecie, to też olewka. W Republice Serbii już bardziej jak w byłym ZSRR. naginanie, ale jak Wy nagniecie, to awantura i road rage. Sam miałem jedno z lokalnym czetnikiem :) Drożej niż w Czarnogórze, ale taniej niż w Mostarze. Ludzie bardzo mili.
Pamiętajcie tylko, żeby mieć zapas gotówki lokalnej. Idealnie jak jest możliwość zapłaty w euro bo liczą 1 euro = 2 marki. Lepiej niż w kantorze, gdzie 1 euro = 1,97 marki. Za to nie zawsze można w euro. Nienawidzą kart, no bo w końcu kraj skorumpowany, a to ewidencja. Nawet jak Wam powiedzą, że można płacić kartą, to nagle się okazuje że terminal nie działa itp :)

Pełno podróbek. jak pojedziecie w oryginalnych ciuchach, to i tam Wam nikt nie uwierzy :)


niedziela, 12 października 2025

Pasujl Czarnogórski

Pojechałem sobie na wakacje w końcu. Może trudno w to uwierzyć, ale kiedy Polacy tłumnie wybierali byłą Jugosławię, do tego stopnia, że nawet otwarto połączenie kolejowe, ja nigdy tam nie byłem. Co o tyle dziwne, że historycznie jest na Bałkanach co zwiedzać i to nawet mając na myśli tylko wiek XX.

Może na początek, co to są Bałkany? Większość ludzi powie, że to region byłej Jugosławii. Cytując klasyka - „Tak średnio, bym powiedział”. Tzn. Tak, ale nie wszystkie. Granica jest umowna, ale, jak twierdzą antropolodzy charakteryzuje ten region specyficzna kuchnia. Specyficzna dla pogranicza, czyli miejsca, gdzie stykały się kultury osmańska i europejska. Powyżej tej granicy, czyli w Słowenii i Chorwacji mamy już kuchnię typowo europejską. Pierwszą część urlopu postanowiłem spędzić nad Adriatykiem w Czarnogórze. Niby tylko kilkadziesiąt kilometrów od Chorwacji, ale ceny znaaaacznie niższe.


Wybór padł na Ulcinj. Takie typowe turystyczne miasteczko, w którym pewnie bym zwariował w sezonie. Na szczęście w październiku już jest po szczycie sezonowym. Plaże i ulice są puste, ale temperatura w dalszym ciągu wystarczająca do kąpieli.

Historycznie Ulcinj było piracką twierdzą. Coś co na początku miało być wsparciem floty osmańskiej, stało się pełnoprawną republiką, która trudniła się głównie piractwem, a jako republika stanowiła odrębny byt, który funkcjonował w przestrzeni innych republik, w tym Weneckiej, która jednakże była republiką w rozumieniu niektórych współczesnych republikanów, czyli oligarchia bogatych kupców. W każdym razie piraci z Ulcinj rządzili na całym Adriatyku i ani wojska weneckie, ani papieskie nie mogły dać sobie z nimi rady. Ostatecznie nawet Osmanów się postawili. W związku z powyższym nad miastem góruje stare miasto - twierdza.





Na terenie starego miasta jest pomnik Cervantesa autora chyba najbardziej antyreligijnej książki wszech czasów pt: Don Kichot. Z uwagi na wydźwięk całej książki, gdzie jakiś gość wierzy w stare mity, a najbardziej przeszkadza to temu, który każe wierzyć innym w swoje mity, jest to idealna metafora tego co działo się na Bałkanach 30 lat temu, gdzie ludzie wyżynali się tylko o to, w co kto wierzył.

W Ulcinj znajduje się najdłuższa plaża na Bałkanach, dlatego biorąc pod uwagę, że jest to region skalisty , mają się czym pochwalić. 


Jednym z ciekawych punktów widokowych w mieście jest tzw. Spomenik, czyli jeden z pomników o charakterystycznym stylu, które były stawiane po II wojnie na cześć bohaterów walki z okupantem. Ten konkretny jest na cześć lotników partyzanckich. Sytuacja o tyle ciekawa, że partyzantka jugosłowiańska to była prawdziwa armia partyzancka mocno nasycona ciężkim sprzętem, mająca własną flotę i lotnictwo. Początkowo samoloty ukradli Włochom i Niemcom, a potem, jako perspektywiczna siła otrzymali kolejne od Wielkiej Brytanii i ZSRR. Ostatecznie byli tak dużą siłą, że wyzwolili się praktycznie samodzielnie unikając w ten sposób okupacji ZSRR, w przeciwieństwie do innych państw, które ZSRR wyzwalało.


W północno -zachodniej części miasta znajdują się stare gaje oliwne z drzewami mającymi kilkaset lat w tym jednym, które ma aż 1300. Możecie się tam zaopatrzyć w oliwę i zrozumiecie dlaczego w tamtejszym języku mówią na nią Maslina.


Ulcinj to nie wszystko. Ja wybrałem się do popularnej dla wycieczek autokarowych miejscowości Stari Bar, która słynie z ruin swojej starówki, zniszczonej przez wybuch prochu. Oprócz „Krupówek” wokół murów, w ich wnętrzach można podziwiać, jak mocno zaawansowane było to miasto.



Z miasta idzie szlak na najwyższą górę w okolicy - Rumija. Niby tylko 1595 m n.p.m., ale nie zapominajcie, że starujecie z niskiego pułapu. Do tego na samym końcu bardzo stromo. Jak jeszcze dorzucicie do tego wiatr, na który ja trafiłem, to robi się z tego wyzwanie.

W połowie drogi macie taki drogowskaz, żeby nie było wątpliwości, gdzie idziecie. Możecie sobie pobrać kijek.


 Początkowo trasa wręcz bajkowa, ale niech Was to nie zmyli. Potem już tylko gorzej :)


Przyznaję, widoki na szczycie warte wysiłku. Z jednej strony morze, z drugiej graniczne jezioro i kolejne góry. Jednakże znajdująca się na szczycie kapliczka nie stanowi dobrej ochrony przed wiatrem, który wieje we wszystkich kierunkach.


Danie, które podejrzałem i zrobiłem na miejscu, to kuchnia kryzysowa w pełnej krasie. Proste i pożywne. Zresztą istnieje tam nawet taki idiom prosto kao pasujl.

Składniki:

- biała fasola

- marchewka

- papryka

- mąka (opcjonalnie)

- koncentrat pomidorowy


Wykonanie:

Fasolę gotujemy do miękkości. Paprykę i marchewkę podsmażamy, a następnie zalewamy wodą i dusimy. Dodajemy koncentrat i fasolę, a następnie jeszcze trochę dusimy. Można zagęścić mąką.

Co do samej Czarnogóry to polecam. Kierowcy olewają przepisy drogowe, ale jest bezpiecznie. Prawy pas w mieście, jak w Rumunii, służy do parkowania. Klimat, jak w Ukrainie 15 lat temu, ale kierowcy nie tak nerwowi jak w byłym ZSRR. Ja jechałem pod prąd i nikt nie zwrócił uwagi, łącznie z policją, gdzie w Ukrainie, czy Gruzji już byłbym dobrym kąskiem na kasę z łapówki. Weźcie pod uwagę, że auto może być lekko porysowane, zwłaszcza, jak chcecie dojechać do willi na wzgórzach ciasnymi uliczkami między krzakami itp.

W górach powoli, bo na drodze mieści się jedno auto i głupio by było się cmoknąć z innym na wyjeździe. Polecam trąbić na zakrętach, żeby dać znać temu z naprzeciwka, że jedziecie. Jakby tego było mało, to zwierzęta gospodarskie na drodze dość powszechne, nawet w górach.


Bonus. Oto aplysia fasciata. Chyba nie ma polskiej nazwy. Z jakiegoś powodu nazywane morskim zającem. Przypomina połączenie płaszczki i kałamarnicy. Nawet broni się toksycznym atramentem. Zjawiskowy widok kiedy płynie :)