Placki indyjskie z południa, co ma o tyle znaczenie, że to region mocno zróżnicowany etnicznie, nawet jeśli na wszystkich mówi się Hindusi :)
Składniki:
- ryż
- cebula
- pomidor
- chili
Wykonanie:
Ryż moczymy przez noc w takiej ilości wody, aby było jej trochę więcej niż poziom ryżu.
Blendujemy razem i zostawiamy na 24 h, aż się pojawią bąble.
Cebulę, pomidora i chili kroimy w małe kawałki.
Wylewamy masę na patelnie, kładziemy na niej warzywa i lekko je wgniatamy w masę. Smażymy aż nie będą surowe.

Policzyłem, ż na samo "ciasto" vel pulpę ryżowa potrzeba 1,5 doby!
OdpowiedzUsuńPatrząc na mój "grafik" i styl w jakim "pichcę" jest to przedsięwzięcie kulinarne, nie dla mnie.
Być może na jakieś obozowanie wakacyjne, jako uzupełnienie menu.
Fajnie, że nie ma niezbyt kryzysowego piekarnika, ale ten: "luz i dowolność" rodzą wiele pytań. Na ten przykład: Brak tłuszczu na patelni, to zabieg celowy, zali skleroza i bylejakość autora.
Brak podania konsystencji pulpy ryżowej (jak rzadka vel gęsta ma być? Brak porównania choćby z ciastem naleśnikowym :-(
Ten brak proporcji (Z ZAŁOŻENIA) dodatkowo ie pomaga..
Rozumiem, że można pisać: "sobie a muzom" bez krzty dobrej woli. okazującą się podpowiedziami w którym kierunku iść do "sukcesu".
Mój ŚP przyjaciel, zapewne by rzekł: " ... to takie wpuszczanie na pole minowe ! "
Na mnie osobiście działa taka publikacja zniechęcająco. Lubię kierować się zaleceniami, albowiem nie jestem zwolennikiem BEZMYŚLNEGO MARNOWANIA ŻYWNOŚCI. A tu jak nic szansa na nieudaną próbę i straty rośnie. Po co więc zgadywać, jak potraw znanych i jeszcze nie oznanych jest tyle, że życia nie starczy aby spróbować.
Zatem im więcej niejasności, tym mniejsza szansa, że ktokolwiek zechce sprawdzić taki (i jemu podobne) przepis.
Jak KAŻDY WIDZI, używam rzeczowych argumentów, nie bezmyślnie dokopuję. Brzydzę się ERYSTYKĄ i zadając pytania oczekuję wyjaśnień, nie zaś: "SZCZENIACKIEJ PYSKÓWKI". Na żartach się znam, ale inteligentnych, nie prostackich. Jeśli zatem z drugiej strony niski poziom, to trudno i żartować i "ściągany w dół" utrzymać własny :-(
Trudno pisać pochlebstwa czy zachęcać do wytrwałości w dzieleniu się pomysłami, komuś kto jawi się lub też przyjął styl bylejakości :-(
Tak to już jest: "kto sieje wiatr ten zbiera burzę" :-)
Po "tłumach" komentatorów widać, jak taki styl zachęca :-)
Ja akurat i z racji dekad przy garach i (na MOJE potrzeby) wprawy w kryzysowym pichceniu, nie szukam ani guru ani sam się za takowego nie uważam. Mam jednak świadomość, iż bez porównań z pomysłami innych nie będę się "rozwijał". Na co mi to, jak już wieko "drewnianego śpiwora" skrzypi zachęcająco :-) sam nie wiem. Widać taka moja natura "ciekawości świata". Jak to mówił Sienkiewiczowski bochater : " Ciekawa sroka świata, niech no mu się napatrzy ... ". Znaczy, że może jeszcze nie aż tak zdziadziałem :-) Ale też nie na tyle zgłupiałem, żeby rozmyślnie wchodzić na pole minowe :-)
Zatem więcej luzu i bylejakości oa nawet "pies z kulawą nogą" tu nie zajrzy. Ja co prawda okresowo (bywa), że kuleję ale i mój gust i ciekawość mają określone granice. Jeśli zatem coś piszę (tracąc czas) to (jeszcze) mam nadzieję, że coś naprawię.
Ilość wody taka, żeby trochę zakryła ryż. To gwarantuje sukces. Podobnie jak z naleśnikami, choć jeden Włoch kiedyś mi tłumaczył, że najlepsze jest ciasto niczym woda, to z gęstszego też wyjdzie.
UsuńTak, zasadniczo smaży się na tłuszczu, choć nie zawsze. Czasem na oleju, czasem na natłuszczonej blaszce, a innym razem na super-hiper nietłuszczowej powłoce. Mnie nic do tego o czym gdzieś tam opisuję w okolicy nagłówka :(
Tłumów, a jakże, nie ma już od dawna, bo blogger to platforma bumerska, gdzie już nawet mało kto używa opcji Google do obserwacji wiadomości. Współczesny użytkownik jest na platformach multimedialnych, taki czas :)
Ciekawostka. Oczywiście, biorąc pod uwagę radę Włocha, szukałem granicy, gdzie kończy się ciasto a zaczyna woda. Pomocna będzie tu metoda Billingsów :)
Niechcący nacisnąłem jakiś "nie TEN" klawisz i "PYK"! tekst mi zniknął !
OdpowiedzUsuńStąd : paskudne literówki :-( oraz brak podpisu :-(
Skoro jednak w "cudowny" (dla mnie) sposób ujawnił się w wersji zgrubnej (czyt: bez korekty) tedy tłumaczę się z "BYKÓW" i braku podpisu.
W zasadzie, to już chciałem kończyć, życząc autorowi: głębszej refleksji nad tym JAK (w jakim stylu) publikuje, dzieląc się pomysłami z innymi.
Skoro jednak "coś przerwało" wbrew mojej woli, uwagi kierowane do "luzaka", to widać była ich optymalna dawka :-)
Gdybym dysponował prywatnie tylko takimi składnikami, zapewne upichciłbym zupełnie co innego. DLATEGO jakieś didaskalia być powinny gdy niejasności mogą wchodzić w grę !
Jeśli napiszę: MAJĄ TO WSZYSTKIE normalne PRZEPISY !!! To z całą pewnością wszyscy NORMALNI podpiszą się pod tym.
Wszak publikuje się przepis tak, aby był zrozumiany i ktoś z niego skorzystał. Azaliż mylę się?
Pozwolę nie zgodzić się co do przyczyny braku frekwencji, bliżej prawdy jest to co opisałem. Naprawdę BYLEJAKOŚCIĄ można sobie zrazić BARDZO WIELU lub prawie wszystkich.
Co by było, gdyby coś takiego (tej jakości) dostali czytelnicy na talerzu?
Czytałem, iż drzewiej na okrętach, kucharz lądował (wróć nierówno) WODOWAŁ za burtą :-)
Tu odbiorcy "zwodowali" frekwencją! :-)
Polot wskazany w przepisach nie zaś poza nimi.
Gdyby zaś komuś znów "NIE TAK" się wydawało, to inspiracji w postaci makulatury (jak Wowa raz a porządnie D... !!!) mam ci ja (tak z grubsza) parę "parapetów" z czego każdy "nieco" dłuższy :-)
Tu gryzę się lekko w język.
Życzę jednak, przeczytać wpierw co się napisało, nie tak jak ja, gdy mi tekst "wyparował" z ekranu :-)
Pies