Wczoraj pojechałem na tzw. urbex. Dla niewtajemniczonych słowo pochodzi z angielskiego urban exploration - eksploracja miejska. Z tym, że termin jest głównie zarezerwowany dla zwiedzania opuszczonych miejsc, które niegdyś miały funkcję użytkową oraz nie muszą być w mieście. Teoretycznie zwiedzanie uliczek w mieście to też miejsca eksploracja, ale już nie urbex :)
Mój wybór padł na opuszczony ośrodek kolonijny Huty Częstochowa w Kulach. Jako, że ta cała pseudoelitarność mnie trochę bawi, bo najwięksi wandale to zawsze w takich miejscach lokalsi, którzy znają miejscówki, opiszę Wam dokładnie jak dojechać. Jeśli wjeżdżacie do Kul od strony Częstochowy, to ośrodek znajduje się zaraz za Centralnym Ośrodkiem Szkolenia Służby Więziennej. Widać go dobrze od drogi, dlatego nie możecie nie trafić :)
Ośrodek miał swoje lata świetności w okresie PRL, kiedy to wielkie zakłady pracy miały w swoim władaniu ośrodki wczasowe, do których jeździły rodziny pracowników. Po przemianach ustrojowych jeszcze zipiał. Pusty od prawie 20 lat.
Na wejściu wita nas budka wartownicza w kształcie muchomora. Tzn. takiego muchomora, którego ktoś kopnął, bo kapelusz leży obok.
Najważniejszym miejscem każdego takiego kompleksu, zaraz koło placu apelowego jest stołówka, a w okienko życia, z którego wychodzi życiodajne jedzenie :)
Zasadniczo nocowanie w tym ośrodku odbywało się na dużych salach, ale w jednym z budynku mamy wersję premium z przegródkami.
Elementy sztuki miejskiej o charakterze memiczno-publicystycznym :)
To, że wyżywienie było dostępne na stołówce nie oznaczało, że w latach 90-tych, co bardziej majętne dzieci nie mogły sobie skorzystać z lokalnych delikatesów.
Zdarzało się czasem, że kadra jadła co innego, ale nie można było przesadzić. Tzn. nie było aż tak źle, że jedli kompletnie co innego. Raczej było tak, że były trochę inne składniki, albo lepiej podane. Np. u mnie w przedszkolu dzieci jadły chleb z twarogiem posolonym, a przedszkolanki posłodzonym :) Tak jak teraz o luksusie dania świadczy polanie go cienkimi strugami sosu, tak w czasach PRL dekorowało się talerz sypką papryką, co robiło robotę, bo była czerwona :) Dlatego nasze kopytka też zostały tak posypane. Wypadało tak zrobić skoro zostały zjedzone na stole przed domem kierownika kolonii :)
Składniki:
- "wczorajsze" ziemniaki
- mąką
- cebula
- papryka słodka
Wykonanie:
Posypujemy papryką dla dekoracji :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz