poniedziałek, 22 listopada 2021

Kopytka kolonijne na urbexie

Wczoraj pojechałem na tzw. urbex. Dla niewtajemniczonych słowo pochodzi z angielskiego urban exploration - eksploracja miejska. Z tym, że termin jest głównie zarezerwowany dla zwiedzania opuszczonych miejsc, które niegdyś miały funkcję użytkową oraz nie muszą być w mieście. Teoretycznie zwiedzanie uliczek w mieście to też miejsca eksploracja, ale już nie urbex :)
Mój wybór padł na opuszczony ośrodek kolonijny Huty Częstochowa w Kulach. Jako, że ta cała pseudoelitarność mnie trochę bawi, bo najwięksi wandale to zawsze w takich miejscach lokalsi, którzy znają miejscówki, opiszę Wam dokładnie jak dojechać. Jeśli wjeżdżacie do Kul od strony Częstochowy, to ośrodek znajduje się zaraz za Centralnym Ośrodkiem Szkolenia Służby Więziennej. Widać go dobrze od drogi, dlatego nie możecie nie trafić :)
Ośrodek miał swoje lata świetności w okresie PRL, kiedy to wielkie zakłady pracy miały w swoim władaniu ośrodki wczasowe, do których jeździły rodziny pracowników. Po przemianach ustrojowych jeszcze zipiał. Pusty od prawie 20 lat.
Na wejściu wita nas budka wartownicza w kształcie muchomora. Tzn. takiego muchomora, którego ktoś kopnął, bo kapelusz leży obok.


Najważniejszym miejscem każdego takiego kompleksu, zaraz koło placu apelowego jest stołówka, a w okienko życia, z którego wychodzi życiodajne jedzenie :)


Oraz najważniejszy aspekt wczesnych lat 90-tych :)


Żywienie zbiorowe rządzi się swoimi prawami, dlatego są tam specjalne urządzenia. Ogromne kotły, czyli garnki.


Oraz swego rodzaju elektryczne patelnie.


Zachowywany był reżim sanitarny, dlatego były wydzielone pomieszczenia do różnych czynności. W tym pokoju przygotowano mięso, co widać po pieńku do rąbania po lewej.


A tu warzywa :)



Oczywiście musiał być magazyn z naczyniami. O ile część padła łupem kolekcjonerów, o tyle część po prostu wandali.



Niektórzy z wandali, postanowili nawet pozostawić swoje wizytówki :)


Kwatery mieszkalne miały swoje, przyjazne dla dzieci nazwy. Tu bohaterowie jednej z moich ulubionych baśni o zabarwieniu kryzysowym, gdzie ojciec i matka wyprowadzili swoje dzieci do lasu, gdyż nie było ich stać na ich utrzymanie, w nadziei, że te tam zginą, co było powszechnie stosowaną praktyką w naszej łacińskiej.


Zasadniczo nocowanie w tym ośrodku odbywało się na dużych salach, ale w jednym z budynku mamy wersję premium z przegródkami.


Elementy sztuki miejskiej o charakterze memiczno-publicystycznym :)


To, że wyżywienie było dostępne na stołówce nie oznaczało, że w latach 90-tych, co bardziej majętne dzieci nie mogły sobie skorzystać z lokalnych delikatesów.


W środku dekoracja w stylu - późny Lutczyn i obowiązujące obecnie trendy w grafice bez gradacji kolorów i cieni :)


Na ówczesnym placu zabaw bawią się małe drzewka. Nawet boisko do kosza zarosło.


Każdy szanujący się ośrodek musi mieć miejsce specjalne, takie, do którego każdy chce iść. Ten ma swoje za tą bramą.


Brama prowadzi nad Wartę, a konkretnie tą część warty, która stanowi granicę pomiędzy województwami śląskim i łódzkim. Nad rzeką ciekawe instalacje plażowe.



Jedzenie, które chciałem przygotować na tą okazję to hit stołówek PRL. No może nie takich lepszych stołówek, gdzie królowała tzw. "Sztuka mięsa" (parzony plaster schabu zalany sosem pieczeniowym z proszku), ale takich stołówek dla obywateli niższej kategorii - kopytka - czyli wczorajsze ziemniaki z mąką. Żeby danie urozmaicić, polewano tłuszczem z podsmażoną cebulą. 
Zdarzało się czasem, że kadra jadła co innego, ale nie można było przesadzić. Tzn. nie było aż tak źle, że jedli kompletnie co innego. Raczej było tak, że były trochę inne składniki, albo lepiej podane. Np. u mnie w przedszkolu dzieci jadły chleb z twarogiem posolonym, a przedszkolanki posłodzonym :) Tak jak teraz o luksusie dania świadczy polanie go cienkimi strugami sosu, tak w czasach PRL dekorowało się talerz sypką papryką, co robiło robotę, bo była czerwona :) Dlatego nasze kopytka też zostały tak posypane. Wypadało tak zrobić skoro zostały zjedzone na stole przed domem kierownika kolonii :)

Składniki:
- "wczorajsze" ziemniaki
- mąką
- cebula
- papryka słodka


Wykonanie:
Ziemniaki ugniatamy z mąką. Zasada jest taka: dużo mąki, kopytka twarde i stabilne, mało mąki puszyste i szybko rozgotowujące się. U mnie tak 4 :1. Formujemy długie wałki i kroimy w prostopadłościany, które potem gotujemy aż wypłyną na wierzch.
Cebulę kroimy w koskę i podsmażamy na oleju, którym potem polewamy, razem z cebulą nasze kopytka.
Posypujemy papryką dla dekoracji :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz