Zazwyczaj mówi się parówki z ketchupem/musztardą, ale tu cała historia kręci się raczej wokół tego charakterystycznego ketchupu. Tzn. niby wokół obu rzeczy, bo wątki się zepną, ale jednak ketchup będzie tą ciekawszą rzeczą.
Pisałem, że wątki się zepną, bo będzie o emigracji zarobkowej, gdyż ketchup z bananów pochodzi z kraju, w którym emigracja zarobkowa jest motorem napędowym gospodarki - Filipin. Filipiny zasłynęły tym, że wysyłają swoich pracowników na cały świat. Logistyczna obsługa tego wszystkiego to dodatkowe ogromne gałęzie przemysłu - agencje pracy, tania telefonia, transfery pieniężne, transport itp. Są nawet specjalne szkoły, które szkolą pracowników na rynki zagraniczne. Każdy szanujący się marynarz pływał z Filipińczykami, a każdy rozsądny polski bosman wie, że nie wolno ich poniżać, ponieważ rada złożona z członków załogi może przedyskutować wywalenie delikwenta za burtę.
Parówki z kolei to był pokarm przyszłych emigrantów zarobkowych - studentów moich roczników. W studenckiej kuchni królowały ryż ze śmietaną, zupki "chińskie" z dodatkami, ziemniaki z groszkiem i właśnie parówki. banany zresztą też były ulubionym pożywieniem, bo na rynku warzywnym można było kupić te przejrzałe za 20% ceny. Był początek XXI wieku, podobnie jak wielu moich rówieśników poszedłem na studia myśląc, że otworzy mi to jakieś perspektywy, niestety na tamten moment nie wyglądały one różowo. Na dzień przed wejściem do Unii Europejskiej perspektywy były takie, że tuż po otwarciu granic mieliśmy być Filipinami Europy i był taki moment, że mało brakło. Co się w takim razie stało? Czy nagle z kraju, który budował swoją przewagę gospodarczą na taniej sile roboczej staliśmy się technologiczną potęgą? Nie :) po prostu, otwarte granice zadziałały w drugą stronę i rynki pracy przyjechały do nas pozbywając się problemu z nadmiernym odsetkiem obcym na swoim terenie, a przede wszystkim nie musiały się stosować do poziomu płac i norm pracy właściwego dla krajów zachodnich. Mimo to zarobki dalej były bardziej atrakcyjne niż w polskich firmach. Jak to by powiedział najsłynniejszy Janusz w świecie IT - zagraniczne firmy są głupie, bo płacą więcej, a wymagają mniej :)
Pisałem, że wątki się zepną, bo będzie o emigracji zarobkowej, gdyż ketchup z bananów pochodzi z kraju, w którym emigracja zarobkowa jest motorem napędowym gospodarki - Filipin. Filipiny zasłynęły tym, że wysyłają swoich pracowników na cały świat. Logistyczna obsługa tego wszystkiego to dodatkowe ogromne gałęzie przemysłu - agencje pracy, tania telefonia, transfery pieniężne, transport itp. Są nawet specjalne szkoły, które szkolą pracowników na rynki zagraniczne. Każdy szanujący się marynarz pływał z Filipińczykami, a każdy rozsądny polski bosman wie, że nie wolno ich poniżać, ponieważ rada złożona z członków załogi może przedyskutować wywalenie delikwenta za burtę.
Parówki z kolei to był pokarm przyszłych emigrantów zarobkowych - studentów moich roczników. W studenckiej kuchni królowały ryż ze śmietaną, zupki "chińskie" z dodatkami, ziemniaki z groszkiem i właśnie parówki. banany zresztą też były ulubionym pożywieniem, bo na rynku warzywnym można było kupić te przejrzałe za 20% ceny. Był początek XXI wieku, podobnie jak wielu moich rówieśników poszedłem na studia myśląc, że otworzy mi to jakieś perspektywy, niestety na tamten moment nie wyglądały one różowo. Na dzień przed wejściem do Unii Europejskiej perspektywy były takie, że tuż po otwarciu granic mieliśmy być Filipinami Europy i był taki moment, że mało brakło. Co się w takim razie stało? Czy nagle z kraju, który budował swoją przewagę gospodarczą na taniej sile roboczej staliśmy się technologiczną potęgą? Nie :) po prostu, otwarte granice zadziałały w drugą stronę i rynki pracy przyjechały do nas pozbywając się problemu z nadmiernym odsetkiem obcym na swoim terenie, a przede wszystkim nie musiały się stosować do poziomu płac i norm pracy właściwego dla krajów zachodnich. Mimo to zarobki dalej były bardziej atrakcyjne niż w polskich firmach. Jak to by powiedział najsłynniejszy Janusz w świecie IT - zagraniczne firmy są głupie, bo płacą więcej, a wymagają mniej :)
Ketchup z bananów powstał w wyniku kryzysu w dostawie pomidorów, który to z kolei był wywołany innym kryzysem zwanym w podręcznikach jako II Wojna Światowa. Produkowany jest do dziś. Rzadko dodaje się do niego przecieru pomidorowego, a częściej barwników, bo tylko pokolorowaniu ta pasta służy. Coś co ma zmienić smak bananów to pozostałe dodatki oraz ocet.
Zasadniczo powinno się to podać z ryżem w formie niskiego walca, ale tak się składa, że zabrakło mi ryżu. Miałem za to krążki sprasowanego ryżu, które po ułożeniu jeden na drugim tworzą właśnie taki mały walec.
Składniki:
- 2 banany
- ząbek czosnku
- pół cebuli
- chili wedle uznania
- 2 łyżeczki przecieru pomidorowego
- 2 łyżeczki octu
- jakieś parówki
Wykonanie:
Cebulę kroimy bardzo drobno i podsmażamy. Dodajemy wyciśnięty czosnek, chwilę smażymy i dodajemy wcześniej rozgniecione banany. Dolewamy octu, przecieru i tyle wody, aby uzyskać zadowalającą nas konsystencję. Możemy go zblendować, ale taki też jest spoko.
Cebulę kroimy bardzo drobno i podsmażamy. Dodajemy wyciśnięty czosnek, chwilę smażymy i dodajemy wcześniej rozgniecione banany. Dolewamy octu, przecieru i tyle wody, aby uzyskać zadowalającą nas konsystencję. Możemy go zblendować, ale taki też jest spoko.
Interesujący keczup bananowy ;)
OdpowiedzUsuń