W ramach tzw. jednodniówek postanowiłem się wybrać na teren Granicznych Meandrów Odry, które są zlokalizowane na tej granicy, która ostatnimi czasy jest przedmiotem sporów zbrojnych. W okolicy jest też kilka opuszczonych pałaców, z czego mi, powiem szczerze, atrakcyjny wydał się głównie jeden z nich. Który jest na tyle atrakcyjny, że w niedziele jest otwarty dla zwiedzających. Konkretnie chodzi o ten w Sławikowie.
Historia tego pałacu jest bardzo typowa, jeśli chodzi o polskie ziemie. Kiedyś ktoś miał dużo pieniędzy, wybudował sobie duży dom, z którego przepych aż bije, ale potem były różne zawirowania, wojny itp. Pod koniec tej drugiej było tu trochę walk i sporo mu się oberwało. Co widać na załączonym obrazku.
potem był nikomu niepotrzebny, a jak nikomu, to wszystkim po trochu i każdy chciał sobie coś zabrać. Potem nastąpiła wolność gospodarcza, a, że nauki wolności gospodarczej pobieraliśmy za oceanem, tak i tym wzorem kto pierwszy lub kto silniejszy tego jest. Można było sobie trochę ugrać. Potem poszło na sprzedaż i klasycznie inwestor nic z tym nie robił i tak zostało do dziś.
Jadąc dalej możemy spotkać elementy elewacji, które wg architektów stanowiły jedyne elementy polskiej sztuki ludowej okresu po II Wojnie Światowej. Tu pomimo nowej elewacji, zachowując artystyczny charakter wciśnięte pomiędzy okna lekko inspirowane liniami okiennymi Le Corbusiera :)
Meandry Odry możemy podziwiać z wieży widokowej, dzięki której możemy sobie upatrzyć miejsce na piknik.
Takowe miejsca, znajdujące się wzdłuż ścieżki pieszo-rowerowej, oczywiście się znajdują, ale komary mają tu zasadniczo większy apetyt niż piknikowicze.
Jak macie jakieś worki, to możecie sobie dosypać do kanapek nasion niecierpka. Nakładacie worek na kwiatostan i trzepiecie. Nasiona mają smak orzechów.
Są też wyznaczone miejsca piknikowe z ławkami i stołami, gdzie możemy podziwiać tereny zielone i to bardzo zielone :)
okoliczne lasy są pełne kani. Grzyby tak charakterystyczne, że można zobaczyć je z samochodu i zbierać nawet po ciemku. Nawet po ciemku ciężko to pomylić z muchomorem sromotnikowym. Mam teorię, że ludzie, którzy pomylili kanie z muchomorem zostali ukarani za swoją zachłanność, bo prawie nikt nie zbiera młodych kań, ale przecież nie zostawią aż urosną, żeby kto inny zebrał :)
Zrobiłem z niej kotlety, czy jak się tu mawia sznycle, a następnie ulokowałem w bułce, czy jak się tu mawia żymle :)
W każdym razie, idealne na takie wycieczki.
Składniki:
- kapelusze kani
- mąka
- bułka
Wykonanie:
Kanie moczymy, panierujemy w mące i smażymy.
Wkładamy do bułki z ulubionymi dodatkami i mamy dobry prowiant na wycieczkę.
Super widoki i dobre jedzenie ;)
OdpowiedzUsuń