Bieszczady obrosły największą legendą kiedy to propagandowa machina PRL zorganizowała tam prowadzoną przez harcerzy Operację Bieszczady 40, która w założeniu miała na celu rozruszanie regionu oraz po tym, jak w odpowiedzi na propagandowy wymiar tejże akcji została powołana przez środowiska wolnościowe nieformalna Wolna Republika Bieszczad. Resztki infrastruktury budowanej przez harcerzy, można tu i ówdzie spotkać, natomiast legenda WRB ciągnęła się za regionem tak długo, że aż stała się uciążliwa, gdyż zjeżdżały tu całe rzesze młodzieży, nazwijmy je antysystemowej, z niezbyt zasobnymi portfelami, które korzystały z dogodnej infrastruktury, umożliwiającej spanie pod dachem bez opłaty. Niestety gmina zlikwidowała miejsca tego typu, gdyż były biznesowo nieuzasadnione, a samo WRB przestało istnieć nawet w głowach z chwilą, gdy jeden z jej najsłynniejszych założycieli znacząco zmienił poglądy :)
Niestety, choć dla mnie stety, nie zadbano o infrastrukturę biznesową, dzięki czemu ruch jest tam znacznie mniejszy niż w pełnych lansującej się klasy średniej i wyższej Tatrach, dzięki czemu można skorzystać z pewnych atrakcji, o których będę pisał później.
Wybrałem się w jednym z najgorszych możliwych okresów, gdyż trzeba być przygotowanym na znacznie więcej warunków pogodowych :)
Podobno przy okazji pokonywania znacznych odległości dobrze jest wyznaczyć sobie jakiś cel. Ja swój wyznaczyłem po drodze na wieży widokowej w Smolniku, na której zupełnie za darmo (szukałem długo wejścia na monety :) ) mamy do dyspozycji teleskop. Tu widok na Połoninę Wetlińską.
Na pierwszy ogień poszła Połonina Caryńska, z uwagi na to, że łatwo zrobić pętelkę z Ustrzyk Górnych, nie musząc wracać po asfalcie, czyli najpierw czerwonym na górę. To jedna z bardziej malowniczych tras, powiedziałbym taka sztandarowa.
Potem zielonym na Małą Rawkę. Miła odmiana, bo słup betonowy, a nie stalowa kontrowersyjna konstrukcja :)
Tu spotkała mnie bardzo miła niespodzianka. Dwie młode dziewczyny kręciły panoramę szczytu, a ja akurat przechodziłem i delikatnie się potknąłem. Nagle jedna mówi do drugiej - "nagrałaś to?". Byłem przekonany, że w moim wieku i z moim portfelem to w kwestii młodych dziewczyn na zbyt wiele nie można liczyć, ale okazało się, że mój widok był dla nich znacznie bardziej atrakcyjny niż panorama szczytu :) Pozdrawiam, choć raczej tego nie przeczytają :D
Następnie żółtym w jedno z ciekawszych miejsc, czyli trójstyk granic Polska-Ukraina-Słowacja. Gdzie można być w trzech miejscach na raz. Idzie się wzdłuż granicy, więc można spotkać ukraińskich pograniczników w amerykańskich mundurach :)
Potem powrót żółtym i niebieskim, powiedziałbym mocno uregulowanym, do Ustrzyk. Szlak o tyle wymagający, że żółty odcinek to góra-dół-góra-dół. Niebieski już z górki. Najpierw schody a potem kładki.
Natomiast gdybyśmy nie zeszli z Połoniny zielonym, tylko poszli czerwonym do końca do Brzegów, to spotkalibyśmy bardzo stary ukraiński cmentarz z przedchrześcijańskimi symbolami.
Oczywiście trzeba choć raz na pobyt zdobyć Tarnicę. Bawiliście się kiedyś w zabawę - jaki kształt ma ta chmura? Tam można próbować rozszyfrować napis.
Z Tarnicy można zejść tą samą drogą z powrotem do Ustrzyk, albo krótszą drogą do Wołosatego. Minus tego drugiego rozwiązania jest taki, że potem trzeba iść asfaltem, a to żadna frajda, dlatego też żaden wstyd wrócić do Ustrzyk takim środkiem transportu, który zdecydowanie przydałby się na Morskim Oku.
Moją jedną z ulubionych tras jest Połonina Wetlińska. Problem jest taki, że jak się nie obrócimy, to dupa będzie z tyłu, bo z któregokolwiek miejsca nie ruszymy, będziemy musieli potem iść asfaltem, ewentualnie korzystać z małych lokalnych środków transportu, które kursują pomiędzy miejscami startów szlaków.
U nas wybór padł na czarny, który początkowo wygląda jak szczecińska Puszcza Bukowa,
ale potem robi się wesoło :) Czasem są schody, co z pozoru jest ułatwieniem, ale tylko na początku. W czym problem? Zasada jest taka, że podejście robi każdy tak jak potrafi, idealne jest tempo - nie obrażając nikogo - emeryckie, czyli małe kroczki. Schody wymuszają na nas odpowiednią wielkość kroku, co przy zmęczeniu bywa trudne. Za to nikt się nie ślizga i lepiej się po nich schodzi, bo kolana nie są tak obciążone.
Sam szlak został trochę zmieniony z uwagi na prace budowlane, które mają przekształcić słynne schronisko Chatka Puchatka w górski hotel, a teren budowy jest ogrodzony. W tle miejsce, gdzie stało schronisko, a powstanie "San Fransisco".
Oprócz zdobywania szczytów, warto sobie znaleźć dłuższą chwilę na piknik nad rzeką. Zwłaszcza tam gdzie są wodospady. Podobno już starożytni doceniali wpływ szumu wody na leczenie nerwów. Aha, nie stawajcie na kamienie z mchem :)
Jak ktoś chce, mimo wszystko się pokazać na promenadzie, to jest zapora nad Jeziorem Solińskim, która bardzo chce być zakopiańskimi Krupówkami, nawet są tam casualowi osobnicy w kapeluszach Górali Podhalańskich, wyjątkowo daleko od domu :)
Klimat bardzo podobny. Kupa tandety na sprzedaż, toaleta w barze płatna, ba, nawet za zrobienie sobie foty z jeziorem trzeba płacić :D
Z pojedynczych lokalnych atrakcji to np. Sanok z pracami Beksińskiego, choć ja wolę Skansen, ławeczką wojaka Szwejka, pomnikiem Kościuszki i bardzo ciekawą tablicą, można powiedzieć ewenement na skalę kraju. Wyjątkowość tej tablicy polega na tym, że jest wyjątkowo niezgodna z narracją historyczną według, której przed wojną Rzeczpospolita była krajem mlekiem i miodem płynącym, przyjaznym dla Obywateli, a prawdziwe powody do protestów były dopiero po II Wojnie Światowej.
Makieta miasta w Lutowiskach w formie domków dla owadów.
Niedaleko jest plenerowe Muzeum Wypału Węgla Drzewnego. Można sobie zrobić zdjęcie w piecu niczym bohaterowie serialu
Wataha.
W miejscowości Baligród, albo jak, z uwagi na wydarzenia, które tam nastąpiły, niektórzy nazywają Diabligród, stoi pomnik ofiar zabitych przez UPA. Pomnik nie ma już tablicy, bo pewnie była mosiężna. Niedaleko w Jabłonkach był też pomnik zabitego tam generała Karola Świerczewskiego, ale już go zlikwidowali, uznając, że jego śmierć zawiera się w tym pomniku.
Jaki jest plus małej ilości ludzi? że przy odrobinie szczęścia możecie mieć ciekawe spotkania. Jak wyjdziecie rano, to możecie spotkać ryczące jelenie. Tylko pamiętajcie, jeleń ryczy, bo ma pełne jaja, a jak ma pełne jaja, to może zechcieć zademonstrować siłę, więc radzę się nie zbliżać. Z kolei w nocy możecie usłyszeć wilki. Mi się zdarzyło usłyszeć wilczą imprezę, czyli cały zestaw odgłosów, nie tylko wycie. Oprócz tego są tu bardzo ładne czarne wiewiórki, no i niekoniecznie musicie jechać nad Solinę, żeby oglądać ryby. Te są w Sanie.
Niestety nie udało się zrealizować planu wycieczek poza szlakami, gdyż na terenach dzikich prowadzone są wycinki drzew i obowiązuje zakaz wstępu.
Co jeść? Jednym z posiłków, który będzie zarówno łatwy do przygotowania, jak i pożywny to taki zestaw w proszku do zalania wrzątkiem.
Składniki:
- purée ziemniaczane w proszku
- płatki drożdży nieaktywnych
- oregano
- sól
Wykonanie:
Purée mieszamy z drożdżami w stosunku 2 : 1. Dodajemy oregano i trochę soli, bo ziemniaki jednak są dość mdłe. Całość powinna mieć smak sera, do czego idealnie komponuje się oregano.
Pamiętajcie. Bieszczady to luźne góry. To nie Tatry i tu się nie liczy jak kto wygląda. Zgodnie z Niepisaną Księgą Zasad niezależnie od wieku możecie mówić do wszystkich "Cześć". Jeśli ktoś się obrazi i nie odpowie, to jego problem nie Wasz, ale zapewniam Was, że 99% odpowie, nawet zakonnice w podeszłym wieku. Wiem, bo sam sprawdziłem :)
Natomiast największym mindfuckiem dla mnie było to, że dowiedziałem się, że słynna na wschodzie, bez której nie może obyć się żadne wesele, ukraińska piosenka Wyprzęgajcie chłopcy konie, puszczana tu prawie przez każdego barmana razem z przebojami KSU i Bieszczadzkimi Aniołami Starego Dobrego Małżeństwa, jest o Marii Nikiforovej, która brała udział w walkach zarówno z caratem jak i Bolszewikami.
Poprawka, nie wszędzie było Stare Dobre Małżeństwo :)
Nie wiem jak tu trafilam, ale z lezka w oku przeczytalam ten post i odezwal sie Bieszczadowy wirus przypominajacy, ze juz zdecydowanie zadlugo mnie tam nie bylo (ostatni raz przed kolejkami na szlakach i bez mini transportu- poprostu lapalo sie stopa). A ta Bieszczadzka tesknota za malwami, cisza na poloninach i blotem na szlakach, to jak sie przypaleta to koniec...
OdpowiedzUsuńTo jeśli za długo Cię tak nie było to nie poznasz. Jest taki dysonans, z jednej strony dużo ludzi na szlakach, którzy nocują np. w Wetlinie, a z drugiej cicho i głucho w Ustrzykach.
Usuń