środa, 26 sierpnia 2020

Mi merienda i opuszczony dworzec w Nieborowicach

Historia była taka, że jak jeżdżę do jakiegoś miasta to sobie sprawdzam taką stronkę z atrakcjami wartymi obejrzenia. Kiedy zobaczyłem, że tą stronkę mogą współtworzyć użytkownicy, było wielkie WOW, do czasu, aż po dodaniu pierwszej atrakcji, a była to ukryta rzeźba kobiety z garnkiem kaszy jaglanej dostałem informację, że muszę dodać więcej zdjęć świadczących o tym, że jest ukryta. No i w sumie się poddałem, bo zdjęcie z daleka wyraźnie na to wskazywało, więc naprawdę nie wiem co weryfikujący moją kontrybucję miał na myśli. Szkoda mi było energii na to, żeby do tego dochodzić, za to miałem całe pole pomysłów co tam umieszczę. Skoro nie tam to tu :)

Zaraz za Gliwicami, przy trasie na Rybnik jest opuszczony dworzec kolei wąskotorowej, który stoi nieużywany od prawie 30 lat, gdyż nasz kraj był Europejskim liderem w likwidacji linii kolejowych po roku 1990 :) Moim zdaniem, z uwagi na pokrywającą go roślinność, to właśnie teraz jest najlepszy moment, żeby go obejrzeć. Zresztą zobaczcie sami.








Wnętrze dostępne, brak śladów zamieszkania. Zachowały się nawet elementy kuchni.



Oraz elementy foklorystycznej sztuki ludowej, a także meblościanka z okresu wczesnego Millera.


To m,nie zaciekawiło. Przypomniał mi się słynny brytyjski obraz "Płaczący chłopiec", który rzekomo sprowadzał pożary na każde miejsce, w którym wisiał. Ten miał być pewnie podobny. Nie wiem co sprowadził, ale na pewno nie pożar. 



Od wewnątrz widok też spoko :)



O co chodzi z tym daniem, które wybrałem i w ogóle skąd się o nim dowiedziałem? Zobaczyłem je pierwszy raz w najnowszym filmie Pedro Almodóvara - Ból i blask, którego twórczości jestem fanem. No dobra kiedyś byłem większym, kiedy prezentował większy poziom absurdu i groteski jak w filmie Kika, bo teraz jest dla mnie zbyt poważny :) W każdym razie tam była scena, właśnie na takim małym dworcu, gdzie matka dała synowi chleb z czekoladą. Nie kremem czekoladowym, tylko tabliczką. Poszperałem trochę i faktycznie, tak jak u nas jedzono chleb z cukrem, tak tam chleb z czekoladą. Wynikało to pewnie z pewnych tradycji, gdyż ojczyzna czekolady - Meksyk, była hiszpańską kolonią. Od lat 70 - tych do aż 90-tych, bardzo popularna była właśnie gotowa przekąska - półbagietka z tabliczką czekolady o nazwie Mi merienda - co oznacza Moja przekąska. Idealne na wyprawę. 

Składniki:
- podłużna bułka
- czekolada


Wykonanie:

Bułkę przekrajamy i wkładamy tabliczkę czekolady. Jak nam się trochę roztopi to tym lepiej :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz