poniedziałek, 6 lipca 2020

Za'atar Man'ouche i święta góra Ślężan

Pogoda nie zachęca do długich spacerów po odsłoniętych szczytach, dlatego kiedy padło w pracy hasło jechać na Ślężę, warunkowo mogłem na to przystać, tym bardziej, że w tych ciężkich czasach, w których brak ruchu zabija bardziej niż wyjście z domu, potrzebuję go jak nigdy :) 
Sam cel podróży bardzo ciekawy, gdyż z uwagi na znalezienie tam starożytnych posągów, teren mocno przebadany przez archeologów i historyków, gdzie na każdym kroku podkreślane jest jego historyczne znaczenie dla kultu solarnego.

Plan wyglądał następująco. Z parkingu szlakiem archeologicznym oznaczonym misiem, następnie żółtym do szczytu, na dół zielonym, a potem czarnym dookoła. Między czasie zahaczając o Wieżycę.



Po drodze mijamy las dębowy, co jest o tyle istotne historycznie, że drzewa te uważane były przez społeczność, która obrała sobie tą górę za miejsce kultu, za święte.


Po drodze pierwsza wieża widokowa, ale jeszcze nie ta największa. Na tą wstęp płatny 5 zł. Na tą drugą, w nagrodę, że wejdziecie na górę - za darmo.


Podejście dość łatwe. Po drodze pierwsze rzeźby. Niedźwiedź i panna z rybą. Rzeźby dużo starsze niż legenda, która została na ich temat wymyślona. Nie warta wspomnienia poza morałem - dzikie zwierze, zawsze będzie dzikim zwierzęciem, nawet jeśli oswojone, dlatego trzymanie takowych nie jest dobrym pomysłem.


Każde tego typu miejsce kultu charakteryzowało się tym, że miało ułożone dookoła wały kamienne. Takie też były i tym razem, odpowiednio oznaczone. Mam nadzieję, że dorobek historyczny nie zginie.



Na szycie już był ten właściwy niedźwiadek, odpowiednio oznaczony.


Oto widok z tej drugiej wieży, darmowej. Dobra rada. Wchodźcie bez plecaków :) Jak się dobrze przyjrzycie, to nawet widać słynnego wrocławskiego penisa.


Na polanie pod szczytem pełno ludzi. Schronisko - jeden cel podróży oraz kościół - drugi cel. Zasadniczo jest tak, że jeśli jakaś góra była miejscem kultu, to na jej miejscu budowano kościoły np. Radegast, Łysa Góra czy najsłynniejsza Jasna Góra. W schronisku na przeciwko był kiedyś posąg boga nawiązującego do historycznego charakteru tego miejsca, ale nie po to Mieszko I wprowadził tu za pomocą miecza jedyną religię, żeby teraz była koegzystencja, dlatego posąg, po interwencji proboszcza, został wywalony :)
Dlatego też zjedzenie dania z Azji Mniejszej w tym momencie symbolizowało tą ekspansję :)

Składniki:
- mąka
- drożdże instant
- olej
- sumak octowy - kwiat
- majeranek
- oregano
- bazylia
- sól


Wykonanie:
Do mąki dodajemy drożdże, trochę oleju i wodę. Ugniatamy ciasto.
Formujemy małe placki
Przyprawy mieszamy w stosunku 1:1, tylko soli dajemy dwa razy mniej i wszystko mielimy. Mieszamy z olejem i kładziemy na placki, które wkładamy do nagrzanego do poziomu 180 stopni Celsjusza piekarnika na jakieś 15 min.

Miejsca na zdjęcia też są :)


Można uzupełnić manierkę.

 
A nawet zdobyć pożywienie.

 
Oto przedstawiciel lokalnej fauny, który uciekał na tyle wolno, ze udało mu się zrobić zdjęcie, czego nie mogę powiedzieć o napotkanej wcześniej łani.


Na końcu trasy dodatkowa atrakcja, w postaci starożytnego kamieniołomu. Już zarośniętego :)


Jak komuś mało, to jest całkiem udana reprodukcja rzeźby Gaudiego :)


Jako, że tu jurysdykcja proboszcza nie sięga, nie dość, że można tu znaleźć Świętowida, to jako wisienkę na torcie - husyckiego halabardnika - ekipy, która używała pierwszych czołgów.


Na koniec niespodzianka w krzakach. Magazynu komputerowego już nie ma, ale las został. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz