czwartek, 16 lipca 2020

Co by było gdybym został w wojsku dłużej, czyli wojskowy wikt

Całą godzinę, tyle spędziłem w wojsku. Był to wynik pewnego zamieszania w aktach, które zresztą było spowodowane moimi działaniami, ale opowiem po kolei.
Urodziłem się wystarczająco dawno, aby załapać się jeszcze na przymusowy pobór wojskowy, nazywany przez ustawodawcę "zaszczytnym obowiązkiem", a przez samych dotkniętych tym obowiązkiem - "syfem" :) Oczywiście było całkiem sporo metod aby takowego uniknąć. Najprostszą, choć czasem najtrudniejszą, była kontynuacja nauki po szkole średniej, ale zasadniczo, jako, że czasy były lżejsze, jak ktoś nie chciał to nie szedł, korzystając z przydzielonej służby zastępczej, która odbywała się w instytucjach publicznych. 
Kiedy ukończyłem 17 lat, czyli byłem już wystarczająco stary, żeby móc składać wyjaśnienia na komisariacie bez udziału rodzica, dostałem wezwanie na tzw. rejestrację. Polegało to na tym, że ktoś wydelegowany z gminy sprawdzał, czy stan faktyczny przyszłych poborowych, jest taki sam jak ten w aktach. Każdy z nas otrzymał potwierdzenie rejestracji i na razie tyle. 
Jakiś rok później, w każdym razie w ostatniej klasie LO, dostałem wezwanie na komisję wojskową. Niespecjalnie się wypytałem jak będzie więc skorzystałem tylko z pouczenia na wezwaniu, uważając je za wystarczające. Niestety na wezwaniu było tylko tyle, żeby zabrać ze sobą potwierdzenie rejestracji, dlatego tylko to ze sobą zabrałem. Problem w tym, że oczekiwania komisji, przed którą przyszło mi stanąć, były nieco większe i oczekiwali, że będę miał ze sobą dowód osobisty, 3 zdjęcia, zaświadczenia lekarskie i zaświadczenie, o tym, że się uczę. Jako, że przewodniczącym komisji był mundurowy, to i język, którym się posługiwał, był taki jak na "trepa" przystało. Oprócz zwyczajowych bluzgów usłyszałem standardową formułkę - "jutro idziesz do wojska", co sugerowało, ze specjalnie dla mnie chcieli przeprowadzić jednoosobowy pobór, dlatego musiałem zrobić dobre wrażenie :) 
Drugiego dnia dowiozłem niezbędne dokumenty, ale bez zdjęć, jednocześnie składając zapytanie czy mogę wystąpić z pismem do MON o zapomogę na zdjęcia, gdyż obowiązujące w tym kraju przepisy nie gwarantują mi prawa do pracy, a co za tym idzie również posiadania pieniędzy, a sama książeczka wojskowa jest mi niepotrzebna. Usłyszałem, że chyba mnie po....ło, a w zasadzie to ich to ch..j obchodzi i mam wy......ać do pani Krysi, która w imieniu gminy prowadziła rejestrację. Łatwo powiedzieć trudniej zrobić, bo pani Krysia prowadziła biuro Obrony Cywilnej i jako taka nie miała za dużo klientów, dlatego prawie nigdy jej w tym biurze nie było. W końcu ją spotkałem i po długich wyjaśnieniach, niezbyt zadowolona, poszła ze mną do fotografa i dostałem zdjęcie na koszt państwa. 
Potem poszedłem na studia, ale nie dopełniłem obowiązku przesłania zaświadczenia o nauce do WKU myśląc sobie, że skoro będą mnie szukać, to dowiedzą się sami, że studiuję. Zapomniałem, że urzędnicy reagują automatycznie i szukać będą dopiero kiedy nie odbiorę wezwania. Ja, mając akurat ferie i odwiedzając dom rodzinny, przez przypadek takowe odebrałem (od tej pory wszystkie polecone odbieram ostatniego dnia) i dowiedziałem się, zę 4 stycznia 2002 roku mam się stawić do jednostki. Chcąc dochować staranności wysłałem list, w którym dokładnie opisałem, że teraz mam ferie, ale 8 stycznia będę na uczelni, 9 stycznia wyślę im zaświadczenie więc około 11-tego mogą się go spodziewać. Jak obiecałem, tak zrobiłem. Tak minęło kilka lat.
Po skończonej edukacji, musiałem pójść do WKU, mając ogromne nadzieje, że załapię się na rozporządzenie ministra i zostanę automatycznie przepisany do rezerwy. Żeby było jasne. To, że jestem przeciwny służbie wojskowej w takiej formie jaka ma ona miejsce nie oznacza, że jestem pacyfistą. Tzn. chciałbym być, ale świat w okół mnie nie jest pacyfistycznie nastawiony i jakoś musiałem się do tego świata dostosować, w związku z tym w młodości trenowałem strzelectwo sportowe. Karabin mi się znudził, bo męczyły mnie pozycje, które cały trening ćwiczyliśmy, dlatego przeszedłem na pistolet. Strzelam zresztą czasem do tej pory. Ba, mam nawet ranę postrzałową -serio :) Trenuję też sporty walki, a nawet wykorzystuję całkiem sporo sprzętu wojskowego przy okazji moich wypraw (niekiedy lepsze są cywilne, ale jednak).  Uważam, że służby, które są powołane do tego, aby służyć społeczeństwu powinny istnieć, niestety nie są to ani policja, która służy głównie strukturom państwowym, ani nasze wojsko, którego zadaniem jest realizacja celów strategicznych. Ponad to model wojska, który mi odpowiada, to nie ten bezmyślnie hierarchiczny, a raczej taki, w którym istnieją dowódcy strategiczni. Coś jak w czasach prawdziwej demokracji. W związku z tym, nie byłem zwolennikiem twierdzenia, że mężczyzna bez armii jest jak bez kobiety, a jeśli chodzi o kwestie udowodnienia tego, czy jest się prawdziwym mężczyzną, czy w ogóle dobrym człowiekiem, to stałem na stanowisku, że udowadnia się to trafiając na trudne sytuacje życiowe, a nie marnując kilka miesięcy z życia. 
Kiedy przyszedłem do WKU, okazało się, że nie mogę się załapać na rozporządzenie, bo dotyczy ono osób, które zaczęły studia do 2001 roku, a skończyły do 2006, natomiast ja odroczenie mam od stycznia 2002 roku, czyli momentu otrzymania przez WKU zaświadczenia o nauce. Rozpoczęła się długa droga tłumaczenia, że studia zaczynają się od października, oraz, że magisterskie nie trwają 4 lata, a 5. W końcu się udało i zostałem skierowany do majora, który ma mi to podpisać. Niestety trafiłem na najgorszy czas, bo były imieniny komendanta. Czytaj - wszyscy siedzą u niego i piją, o czym świadczył, jak się potem okazało wspomniany major, spotkany przeze mnie, który miał browara w kieszeni. I tak siedziałem jak ten cieć na hałdzie żwiru i pewnie siedziałbym tak dłużej, ale przyszedł mi do głowy stary patent, wykorzystywany w urzędach. Za każdym razem kiedy wchodzi się do sali pełnej urzędników i nikt nie zwraca uwagi, należy się pokręcić po gabinecie i niewiarygodne jak to się zmienia. To samo postanowiłem zrobić i tu, gdzie szybko zwrócono uwagę na cywila kręcącego się po jednostce. Major znalazł się jeszcze szybciej. Tak wyglądała moja godzina w wojsku :)
Dlatego też temat  kuchni wojskowej zgłębiałem w ujęciu akademickim pobierając nauki zarówno od taty, który opowiadał, że schabowy był tylko dwa razy (jak wychodzili i jak odchodzili) a tak codziennie był kotlet mielony, zwany kurczakiem po sapersku (saper jak zabija kurczaka, to wysadza kurnik, dlatego w tym kotlecie są również części kurnika) lub tzw. sztuka mięsa, czyli gotowany plaster schabu, jak i od kolegów, którzy w wojsku byli kucharzami, z czego jeden był nawet puzonistą, w orkiestrze MW, nie umiejąc grać na puzonie (miał tylko machać do rytmu). Aaaa, no i jeszcze byłem w jednostce CSMW na wycieczce z ministrantami. Jedliśmy grochówkę i oficer powiedział żołnierzom, którzy się nami opiekowali, że w nagrodę mogą zjeść tą samą grochówkę co my :)
Ostatnio odkryłem bardzo dużo portali opisujących jedzenie wojskowe, gdzie podpatrzyłem sporo patentów, przy okazji ucząc się nazewnictwa. Moje ulubione.
kula mocy - kotlet mielony
kawior, żużel - kaszanka
ropa - kawa
szynka z przeszkodami, lastryko - salceson
Dla odmiany jak coś już jest nazwane jak jedzenie np. żółty ser , to będzie dalekie od jedzenia, w tym wypadku trotyl, którym podobno bardzo dobrze rozpala się pod kuchnią polową - tata mówił :)
Podpatrując te różne patenty, jeden zauroczył mnie specjalnie, kluski z sosem z bułki tartej. Trochę go zmodyfikowałem, ale core został ten sam. Po prostu wykorzystałem jego potencjał. 

Składniki:
- ziemniaki wczorajsze
- mąka
- mąka ziemniaczana
- bułka tarta
- przyprawy, bo przecież sos musi mieć jakiś smak :)


Wykonanie:
Ziemniaki tłuczemy i dodajemy mąki ziemniaczanej i pszennej w stosunku objętościowym 8 : 1 : 1. Ugniatamy i formujemy kulki, które gotujemy w wodzie. 
Na patelnię wylewamy całkiem sporo oleju, zasypujemy bułką tartą i chwilę podsmażamy. Doprawiamy. Tu myślę, że wędzona papryka będzie najlepsza. 
Podajemy z dodatkiem warzywnym :)



2 komentarze:

  1. Wędzona papryka nada smaku, to fakt hihihi.
    Jak zwykle super post, uśmiechnęłam sie nawet :-)

    Julia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Historie pisane przez życie, które kręcą się w okół MONu to same komedie, nawet jeśli czarne :)

      Usuń