poniedziałek, 1 lipca 2019

Panelle i Mały Rozsutec

W miniony weekend byłem w górach. Sytuacja o tyle nietypowa, że zasadniczo nie jeżdżę w góry w taką pogodę. Tu był wyjazd pracowniczy, dodatkowo jeszcze byłem odpowiedzialny za organizację przemieszczenia i umieszczenia tam ludzi z mojego działu, ot, cała tajemnica. Trasę nie ja wybierałem, ale została przedstawiona jako łatwa, lekka i przyjemna. Na mapie wyglądało to tak.


Powiem szczerze, estymowany czas wydał mi się mało prawdopodobny, dlatego z góry, przy rezerwacji miejsca do jedzenia, został on przedłużony o 1,5 godziny. Jak widzicie można podejść z dwóch stron. Zalecam najpierw iść niebieskim, a wrócić zielonym, jest znacznie prościej, tym bardziej, że trasa nie jest taka prosta jak się wydaje.

Zaczyna się malowniczo. Rzeczka, wzdłuż niej platformy i drabinki. Sama przyjemność. Oczywiście dlatego, że dawno nie padało :) Do pewnego momentu jest naprawdę przyjemnie, a łańcuchy i liny przy skałach są raczej do małej pomocy.

Później już robi się problemowo. Niedoświadczony lub nie najlepiej wyposażony turysta może mieć problem. Ale do malowniczej polany rodem z filmu "Janosik" jest całkiem dobrze. Później następuje gwóźdź programu. Patrzycie na to i macie wątpliwości, czy tam się w ogóle da wejść. Gdyby nie wszyscy ludzie, których widzicie z daleka, wątpliwości byłyby naprawdę duże :)


Tym bardziej, że wejście jest naprawdę strome, właściwie to idziecie po takiej jakby drabinie, tylko zrobionej ze skały. Tu już łańcuchy i liny nie są tylko do pomocy, ale powiedziałbym, że są raczej niezbędne. Podejście jest wymagające, ale widoki wynagradzają wszystko.


Miejsce w sam raz na to, żeby sobie zrobić krótką przerwę na coś do jedzenia. Ja zabrałem danie ze słonecznej Sycylii, ufając, że skoro tam się sprawdza, to wytrzyma również i przy tej pogodzie. Robione jest z mąki z ciecierzycy, którą polecam zrobić sobie samemu, mieląc nasiona.

Składniki:
- szklanka mąka z ciecierzycy
- 2 szklanki wody
- natka pietruszki 


Mąkę rozpuszczamy w wodzie dodajemy pokrojonej natki z pietruszki i, cały czas mieszając, doprowadzamy do wrzenia. Powinno nam to zgęstnieć i wtedy wylewamy na foremkę wyłożoną papierem i czekamy aż ostygnie.
Kiedy stwardnieje, kroimy na kawałki i podsmażamy z dwóch stron. Podobno jedzą to w bułce :)

Kiedy już dorzucimy do pieca, to zaczyna się zabawa. Schodzimy trzymając się liny. Nie dość, że stromo, to jeszcze podłoże złożone z małych kawałków, które lecą spod butów. Osobiście schodziłem tyłem, trzymając się liny i będąc wdzięcznym za to, że wziąłem rękawiczki. Na zdjęciu niewinnie wyglądający początek.


Po zejściu już raczej leśnie, ale trzeba przyznać, że takie skalne formy dodają uroku, przez co trasa nie jest nudna.


Reasumując. Mnie się trasa podobała, ale łatwa ona nie była. Nie tyle ciężka, co po prostu trudna. Jeśli przerosło wejście na Rysy, to jest znacznie trudniej. Odradzałbym początkującym, co nie znaczy, ze nie przejdą :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz