piątek, 30 listopada 2018

Domowe Rice-A-Roni

Każdy lubi jeść. Oczywiście, zaraz będą głosy w stylu -JA NIE, ale to w statystyce nie ma żadnego znaczenia. Idąc dalej. Czy wiecie jakie jaka jest najczęstsza odpowiedź na pytanie - KTO TO UGOTUJE? Od czasów starożytnych zawsze ta sama - znowu - JA NIE :) Zresztą tą zasadę można odnieść do każdej czynności.
Co możemy w takiej sytuacji zrobić? Biorąc pod uwagę, że nie ma w okolicy takich ludzi jak ja, którzy to lubią.
Scenariusz A - ktoś mądrzejszy namawia tego bardziej naiwnego. Może to zrobić za pomocą różnych kwestii motywacyjnych, zazwyczaj robi się to za pomocą przeróżnych mitologii lub ewentualnie sag o herosach.
Scenariusz B - zlecamy taką pracę komuś innemu odpowiednio go za to wynagradzając.

Skupmy się na drugim scenariuszu. Ludzie w takich społeczeństwach jak amerykańskie coraz więcej pracują, dzięki czemu mają mniej czasu na gotowanie. Teoretycznie mają też więcej pieniędzy, choć to nie jest takie proste, bo gdyby ilość zarobionych pieniędzy byłaby wprost proporcjonalna do włożonej pracy, to XIX-wieczni górnicy byliby magnatami :) Ta część, która ma trochę więcej szczęścia, dysponuje takim budżetem, że może zlecać to w restauracjach. Druga część, też by chciała zlecić, ale na restauracje specjalnie ich nie stać. Mogą to za to zlecić naukowcom i fabrykom. Z takim właśnie produktem wyszła firma Pepsi rozszerzając swój asortyment z napojów na jedzenie. Tak powstało Rice-A-Roni.
Z racji tego, że nigdy nie byłem za oceanem o tym daniu usłyszałem od znanego amerykańskiego komika Georga Carlin'a, w którym podczas swojego krótkiego występu zastanawia się dlaczego Amerykanie myślą, czego wyrazem jest slogan God Bless America, że są jacyś wyjątkowi w oczach Boga. Bardziej wyjątkowi niż ich wrogowie wierzący w tego samego itp. Jedną z przyczyn jakie wskazuje, to przeświadczenie, że Bóg bardziej lubi Amerykę bo mają 18 smaków Rice-A-Roni. To było dawno bo teraz jest ich 25. Tak więc skoro to danie jest tak wyjątkowe, musiałem je przygotować w najprostszej wersji. Tym bardziej, że podrobienie go jest znacznie prostsze niż flagowego napoju tej firmy :)

Przy okazji zrobiłem sobie zdjęcie z dolarem, bo wyrosłem z pokolenia, które dolary uznawało za symbol luksusu. To nie jest tylko dolar. Niejaki Steven Spielberg powiedział kiedyś:
Po co płacić dolara za zakładkę do książki, skoro można użyć dolara jako zakładki.
Dlatego mój dolar, dzięki japońskiej sztuce Origami, jest złożony w zakładkę. Przy okazji popisuję się, zupełnie jak ci wszyscy, którzy robią sobie zdjęcia na tle wynajmowanych regałów lub, o zgrozo, na tle fototapety z takowymi, że czytam książki. Dzięki temu wzrasta moja samoocena. 

Składniki:
- ryż
- makaron spaghetti
- cebula
- papryka słodka w proszku
- czosnek granulowany


Wykonanie:
Makaron łamiemy na 4 lub 5 części. Cebulę kroimy drobno w kostkę. Podsmażamy wszystko chwilę z ryżem i dodajemy trochę wody, cały czas mieszając, żeby się wchłonęła. Jak się wchłonie to dodajemy jeszcze trochę i mieszamy. Czynności powtarzamy dotąd, aż wszystko będzie miękkie. Dosypujemy przypraw i jemy. Idealne do pracy :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz