wtorek, 24 kwietnia 2018

Creste di gallo z pesto brokułowym i dziki targ staroci

Jakiś czas temu, tutaj, pisałem Wam o największym w województwie śląskim targu staroci w Bytomiu. Może jest największy, ale nie najciekawszy. Najciekawszy znajduje się po drugiej stronie rzeki Brynicy (miejscowi wiedzą o co chodzi ;) ), tuż w okolicy zamku, który jest częścią systemu fortyfikacji zbudowanych przez, słynnego ostatnio, Kazimierza Wielkiego. Oczywiście nie bezpośrednio, bo miał od tego ludzi :) Odbywa się co sobotę, zakładając, że pogoda na to zezwala.
Co jest w nim takiego ciekawego? To, że jest on wynikiem oddolnej samoorganizacji i jest inicjatywą czysto obywatelską. Możnaby rzec na granicy legalności, póki co jeszcze niespecjalnie niepokojoną przez poborców. Tutaj nie ma dużych graczy, handlujących drogimi antykami. Tu można znaleźć niemal wszystko co tylko wpadnie w ręce. Tutaj nie ma komandosów i "Niemców", właściwie tylko drobni ciułacze i hobbyści.

Rozmowy równie ciekawe. Na przykład mi się zdarzyło podsłuchać porady kulinarne:
- bigos, to tak prawidłowo, robi się ze wszystkiego
- tak, wszystkiego co się nawinie
- no ja też dodaję czasem wina

Wszystko odbywa się w okolicy legalnie działającego, ogrodzonego płotem targu, na którym dwa razy w tygodniu można kupić ubrania, meble, narzędzia czy warzywa. Całość zaczyna się na placu przed wejściem.


Potem idziemy wzdłuż wału rzecznego przy Czarnej Przemszy.




Aż dochodzimy do, moim zdaniem najciekawszego miejsca, bo targowiska w lesie. Może nie jest to jakiś gęsty las, a bardziej zagajnik, ale i tak ciekawie.


Inny plac z drugiej strony targu też nie może się zmarnować :)


Nieunormowany handel ma też minusy. Nie polecam tego miejsca ludziom wrażliwym i o słabych nerwach, a to ze względu na handel żywymi zwierzętami, który się tu odbywa, a konkretnie chodzi o sposób. Chociaż z drugiej strony eliminując podwójne standardy to przy społecznej akceptacji sposobu pozyskiwania jajek z pieczątką numer 3, to i tu nie powinno być problemu.

Na targu staroci kupiłem tylko książkę z anegdotkami dotyczącymi życia markiza de Sade, ale na targowisku obok można bardzo tanio kupić warzywa i owoce, zwłaszcza jak się przyjdzie później i zaczynają się promocje i negocjacje. Za to wszystko czyli, cukinie, młoda kapustę, młodego kalafiora, kilogram białych grejpfrutów, 2 brokuły, pęczek rzodkiewki i granata dałem ok 15 zł.


Z brokuła postanowiłem zrobić coś, co jadłem kiedyś w azjatyckim barze w Garwolinie, który słynie głownie ze szpitala psyhiatrycznego dla nieletnich o wysokim rygorze, używając do tego oryginalnej nazwy makaronu, żeby danie sprawiało wrażenie ekskluzywnego.

Składniki:
- makaron grzebienie koguta
- brokuł
- czosnek (może być w proszku)
- olej


Wykonanie:
Brokuł gotujemy w wodzie lub na parze do miękkości. Rozgniatamy z małą ilością oleju i dodajemy czosnku. Mieszamy z ugotowanym makaronem.

2 komentarze:

  1. Makaron z kalafiorem, brokułem, lub innymi kapustnymi- super połączenie. Bardziej, troszkę wstyd przyznać, zaintrygowała mnie ta książeczka. Może jakieś szczczegóły:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zacząłem czytać. Takie tam ciekawostki. Nic pikantnego, raczej dla fanów, do których zresztą sam należę :)

      Usuń