Tak zwane "targi staroci", bo ściślej rzecz ujmując, są to targi prawie wszystkiego, odwiedzam bardzo często. Głównie dlatego, że mogę tam dostać coś, czego dostanie w sklepie jest bardzo trudne. Nie, nie chodzi mi o towary, które są nielegalne :) Chodzi mi o takie, które jakiś czas temu wyszły z obiegu, a sprzedawcy na aukcjach internetowych liczą sobie za to krocie. Często trafiam tam ciekawe książki kucharskie z poprzedniej epoki, które uczyły ludzi jak sobie radzić w sytuacji ograniczonych zasobów.
To nie jedyny powód. Podoba mi się klimat. Abstrahując od tego, że to jest w ogóle miejsce, na podstawie którego można napisać pracę doktorską z socjologii, o czym wspomnę trochę później, to tu jest prawdziwe życie. Moja ulubiona część handlarzy, przychodzi tam w dużej mierze w celach towarzyskich. Tu mogą się spotkać z podobnymi sobie, porozmawiać i, co jest normalne w tej części świata, bo jest częścią naszej kultury, a na czym rząd próbuje teraz zarobić pieniądze, napić się wspólnie alkoholu :) Rozmowy też bywają tu ciekawe, główne tematy to historia, polityka i szeroko pojęte życie, a życie to oni znają. Bywają na tyle głośne, że można wziąć w nich udział :)
Główny podział sprzedających, z punktu widzenia kupującego to:
- wyspecjalizowani handlarze
- drobni ciułacze (uprzedzając kontrowersje o braku szacunku itp., jest to określenie ekonomiczne)
Tych pierwszych łatwo poznać po tym, że na swoich stoiskach mają rzeczy jednego rodzaju, np. meble, porcelanę, antyki. Osobiście nigdy nic od nich nie kupiłem, chyba, że od księgarzy :) Nie znam się na cenach antyków, ale znam się na cenach rzeczy które sam często kupuję i u nich są mocno zawyżone. Oczywiście, głównie w przypadku militariów, kiedy wykażemy się znajomością tematu, możemy kupić rzecz po normalnej cenie rynkowej.
Drudzy mają wszystko co się da :) Tu z kolei często ceny są zaniżone, bo czasem nie mają pojęcia o tym jakiej wartości są ich rzeczy, a poza tym kwestia zarobku nie jest dla nich tak istotna jak dla pierwszych.
Najważniejsze grupy kupujących to:
- handlarze - kupują żeby później odsprzedać
- hobbyści - szukają konkretnych rzeczy, głównie u drobnych ciułaczy
- apacze - od polskiego "a patrze tylko" :)
Oczywiście kryteria podziału są jeszcze inne, np. z ciekawszych grup są np. "Niemcy" - celowo w cudzysłowie, bo to mieszkający na terenie RFN ludzie, którzy rozmawiają z handlarzami swoim niedoskonałym niemieckim, aby być poważniej traktowanym. W mojej ocenie jest to bez sensu, bo z Niemców się więcej zdziera :) Drugą poważną grupą są "komandosi". Tu również cudzysłów nie jest przypadkowy, bo są to ubrani w ciuchy militarne ludzie, niejednokrotnie z dodatkowym rynsztunkiem i zasadzonym za pasem nożem.
Wczoraj byłem na Bytomskim Jarmarku Staroci, który jest w każdą pierwszą sobotę miesiąca. Jest to największa tego typu impreza na Śląsku i jedna z większych w Polsce. Co za tym idzie należy tam pojechać stosunkowo wcześniej, żeby w ogóle udało się zaparkować względnie blisko. Ostatnio się w tej kwestii trochę poprawiło, bo zorganizowano parking, na skarpie powstałej po kopalnianej hałdzie.
Większość osób zaczyna zakupy od głównego placu, ale ja zawsze kieruję się na tył od strony hali sportowej Skarpa. Tam jest najwięcej handlarzy, którzy mnie interesują.
Następnie idziemy na mały plac. Tu dominują handlarze antyków, ale jakiś drobny też się trafi. Najlepsze miejsce dopiero przed nami. Jest nim droga :)
Droga to przejście pomiędzy jednym placem a drugim, tam drobni handlarze, na swoich kocach mają czasem prawdziwe skarby. Oczywiście co dla jednego będzie skarbem, dla drugiego śmieciem, ale hobbyści znajdą tu często coś dla siebie, po dobrej cenie. To jest miejsce znawców :)
Droga prowadzi nas do głównego placu. W mojej ocenie, najmniej ciekawego miejsca, w którym sam, osobiście, kupiłem chyba tylko książki. Plac główny jest wielkości boiska piłkarskiego i należy głównie do największych graczy, a co za tym idzie, przepływają tam największe pieniądze :)
Każda szanująca się impreza musi być wsparta punktami gastronomicznymi, dlatego tak jak w przypadku Wszystkich Świętych, gdzie pod cmentarzem możemy kupić nawet żelki i watę cukrową, tak i tu znajdziemy punkty z małą gastronomią. Głównie kanapki, szaszłyki, kiełbasa i grochówka. Z racji tego, że obejście wszystkich punktów zajmuje mi zwykle ok 4 godzin, zawsze mam ze sobą jakiś prowiant. W tym wypadku kawę w termosie i aloo paratha :)
Składniki:
- mąka
- olej
- ziemniaki
- kmin rzymski
- chilli
Wykonanie:
Ziemniaki gotujemy i gnieciemy dosypując przypraw wedle uznania.
Do mąki dodajemy trochę oleju oraz wody i wyrabiamy jednolite ciasto. Odrywamy po dwa małe kawałki, które wałkujemy, aby uzyskać płaskie kółka. Na jedną część kładziemy trochę farszu ziemniaczanego, przykrywamy drugą częścią i sklejamy.
Do mąki dodajemy trochę oleju oraz wody i wyrabiamy jednolite ciasto. Odrywamy po dwa małe kawałki, które wałkujemy, aby uzyskać płaskie kółka. Na jedną część kładziemy trochę farszu ziemniaczanego, przykrywamy drugą częścią i sklejamy.
Smarujemy delikatnie olejem i smażymy na patelni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz