W miniony weekend wybrałem się do Konina. Powodów było kilka. Swego czasu bardzo dużo podróżowałem po Polsce. Byłem w bardzo wielu miejscach, ale z jakiegoś powodu, w Koninie nigdy nie byłem. Najważniejszym jednak powodem, niczym w słynnej anegdotce z Napoleonem i armatami był Puchar Polski w Brazylijskim Jiu-Jitsu. Jedna z największych tego typu imprez w kraju.
Z moim jiu jitsu to jest tak, że pewnego pięknego dnia wymyśliłem sobie, że warto uprawiać jakiś sport. Teraz mała dygresja, która wiele wyjaśni. Kiedy chodziłem jeszcze do szkoły podstawowej mieliśmy lekcje WF-u. W praktyce wyglądały one tak, że zmęczony życiem i zapijający swoje smutki w alkoholu wuefista w myśl zasady, zarobić, ale się nie narobić, zazwyczaj wpuszczał nas na szkolne boisko, rzucał między nas piłkę i kazał się zajmować samymi sobie. Nie ukrywam, że nie byłem na tych lekcjach zbyt aktywny, dlatego, że bieganie za workiem nigdy mnie nie interesowało i to delikatnie mówiąc. Cieszył mnie fakt, że obecnie podczas treningów spotykam uznanych sportowców, którzy mieli tak samo :) Kiedy Ministerstwo Edukacji, po którejś tam olimpiadzie wymyśliło sobie, że dostaniemy więcej lekcji WF, aby w przyszłości mieć lepsze wyniki sportowe, to dostaliśmy 3 godziny dodatkowo biegania za workiem. Od czasu do czasu, z racji programu, były organizowane inne zajęcia połączone ze sprawdzianami. Tu kolejna dygresja. Mieliśmy kolegę. Był nieco inaczej zbudowany od nas, a co za tym idzie, niekoniecznie nadawał się do wszystkich sportów. Może najlepiej z klasy pchałby kulą, może podnosił sztangę, a może dobrze by walczył w sumo. Tego się jednak nie dowiemy. Dlaczego? bo ograniczony nauczyciel wolał go puścić ze wszystkimi w bieg na 2 km, w którym przybiegł ostatni, po to, żeby wszyscy się z niego śmiali. Przy inicjatywie samego nauczyciela, rzecz jasna.
Do czego zmierzam. Aktywność fizyczna jest bardzo ważna, a przekrój sportów, obecnie ogromny. Niech każdy znajdzie coś dla siebie. Nie muszą to być formy rywalizacji. Mogą to być górskie spacery lub jazda na rowerze. Nie trzeba być w tym zaraz najlepszym (choć tak by było idealnie :) ). Grunt, żeby być w tym konsekwentnym i bardzo to lubić. Ja akurat sobie wymyśliłem turystykę górską i sporty walki. Początkowo był to boks tajski, ale ze względu na kontuzję miednicy, musiałem z niego zrezygnować. Na ten moment moja aktywność w tym sporcie to licencja do sędziowania walk. Potem padło na BJJ i bardzo sobie chwale taką aktywność fizyczną, a nie inną :)
Dalej nie lubię biegać za workiem, tej czy innej wielkości :)
Dalej nie lubię biegać za workiem, tej czy innej wielkości :)
W każdym razie do rzeczy. Zamelinowaliśmy się w bardzo fajnym schronisku młodzieżowym, z którego widać było jedną z atrakcji tego miasta czyli tzw. "Titanic".
Rano pojechałem zobaczyć słynne zielnik ( w formie malowideł ściennych) Jana Zamełki, który pochodził z tych okolic, oraz ufundował pierwszą w Polsce katedrę anatomii i botaniki lekarskiej. Tyle, że nie tutaj, ale w Krakowie :)
Choć tak właściwie Konin jest znany głównie z dwóch rzeczy. Najstarszego znaku drogowego w Polsce z XII wieku oraz tego, że urodził się tam wynalazca lateksowej prezerwatywy Julius Fromm. Dziwię się, że miasto nie poszło w tą stronę. Bardzo ubolewam, że nie mogłem kupić żadnej pamiątki z tym związanej. Oczywiście chodzi mi o dedykowane pamiątki, a nie paczka "gum" w aptece. Jestem pewien, że nie ja jeden. Myślę, że dla tego miasta byłby to strzał w dziesiątkę, a póki co to kolejna, choć jeszcze nie zmarnowana szansa. Święto prezerwatywy - to by było coś !
Co do samych zawodów. Tym razem poszło mi znacznie gorzej niż poprzednio, dlatego moja stała gadka o każdym kto startuje jako zwycięzcy będzie mniej wiarygodna, ale na to przekładają się statystyki w postaci stosunku startujących do startujących. Jest to naprawdę ogromne przedsięwzięcie logistyczne, bo trzeba sobie wszystko poorganizować, fizyczne, bo trzeba włożyć wysiłek w treningi, a niejednokrotnie w zbijanie wagi, psychiczne, żeby sobie z tym wszystkim poradzić, a potem jeszcze wyjść do walki na środku sali, gdzie oczy znajomych lub nieznajomych skierowane są na was, że o obawą nie wspomnę. Także jak jak poradziliście sobie z tym wszystkim to już jesteście zwycięzcami. Potem trzeba tylko zwyciężyć drugi raz :)
Bolo de milho
Bolo de milho
Z tej okazji przygotowałem dla całej ekipy brazylijskie ciasto Bolo de milho. Kuchnia z tego regionu nie jest zbyt wyszukana, bo to pozostałości portugalskie z silnymi wpływami prostej kuchni indiańskiej i niewolniczej.
Składniki:
(na prostokątną blachę)
- 3 puszki kukurydzy
- 3 szklanki mąki kukurydzianej
- 2 szklanki cukru
- szklanka oleju
- 3 szklanki wody
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 2 łyżki octu
Tylko nie pytajcie jak mi się udało namówić słynnych celebrytów do tego żeby zaprezentowali moje ciasto :)
W każdym razie na zdjęciu Paweł Bańczyk- zdobywca dwóch złotych medali (w swojej kategorii oraz open czyli tam gdzie bije się każdy z każdym) oraz jego partnerka (celebryci nie mają dziewczyn ani konkubin, tylko partnerki życiowe :) ) Sonia, zresztą też utytułowana :)
Wykonanie:
Kukurydzę odsączamy i miksujemy. Dodajemy mąkę, wodę, olej oraz cukier i dobrze mieszamy. Na koniec dodajemy ocet, mieszamy i dodajemy proszek do pieczenia. Wkładamy do piekarnika nagrzanego do około 180 stopni i po godzinie możemy sprawdzić patyczkiem czy jest gotowe. Pamiętajcie, że to nie biszkopt. Ono wyjdzie bardzo zbite.
Acarajé
Acarajé
Na drugi dzień wypadałoby się zregenerować po wysiłku. Wybór padł na bardzo ciekawe brazylijskie danie Acaraje. Nieprzypadkowo. Jest to danie pochodzące z zachodniej Afryki, które przypłynęło do Brazylii wraz z niewolnikami. Tradycyjnie było przygotowane dla mężczyzn, którzy wracali z wielkich bitew.
Technicznie rzecz biorąc, to taki odwrotny burger. Burger to taki kotlet zamknięty w bułce. Tu jest bułka zamknięta w fasolowym kotlecie. Co prawda zmielona bułka, ale zawsze.
Składniki:
- puszka fasoli
- szklanka mąki kukurydzianej
- cebula
- stare pieczywo
- wiórki kokosowe
- przecier pomidorowy
Wykonanie:
Fasolę oddzielamy od wody, mielimy i mieszamy z mąką, wodą po fasoli oraz drobno pokrojoną cebulą. Formujemy spore kulki i smażymy na głębokim oleju.
Bułkę rozdrabniamy i moczymy. Mieszamy z wiórkami kokosowymi i odrobiną koncentratu.
W usmażonych kulkach robimy szczeliny i ładujemy do nich farsz z bułki.
Przy tej okazji chciałbym podziękować wszystkim, którzy mnie na ten sport zajawili, wszystkim z którymi przyszło mi go uprawiać oraz trenerowi, który pomimo tego, że nie podchodzę do tego sportu jak niektórzy jego wychowankowie, ma do mnie dużo cierpliwości :), a także służył mi ogromnym wsparciem na zawodach.
Bardzo pomysłowe i ciekawe przepisy :) Z pewnością skorzystam :)
OdpowiedzUsuńja tez ale brakuje jednego skladnika w duuzych ilosciach :)
OdpowiedzUsuń