Dziki, bo zarówno z dzikich roślin jak i uwielbianych przez, bardzo z kolei lubiane przeze mnie, dziki. Tu będzie mała dygresja i trochę emocjonalnego ekshibicjonizmu o tym dlaczego tak bardzo lubię dziki. Przede wszystkim dlatego, że są to zwierzęta, bardzo ciekawe z kryzysowego punktu widzenia, bo posiadają doskonale zdolności adaptacyjne, dzięki czemu potrafią się odnaleźć prawie w każdym środowisko. Co niewątpliwie świadczy o ich mądrości. Zawsze powtarzałem, że gdybym miał dom, to do jego pilnowania wolałbym przydzielić dzika niż psa, po pierwsze mądrzejszy, a po drugie znacznie bardziej skuteczny :)
Ale wróćmy do meritum. Jeśli chodzi o przygotowywanie dania z żołędzi to zbieram się do tego od 3 lat. Ostatnio co prawda używałem żołędzi do racuchów przy okazji filmu o miejskim survivalu, który możecie obejrzeć tutaj, ale w końcu zebrałem się na coś bardziej konkretnego.
Jedzenie żołędzi nie jest jakimś nowym pomysłem, bo ma bardzo długa tradycje zarówno wśród ludów zamieszkujących nasze tereny jak i tych z zza oceanu. Maja podobne wartości odżywcze co ziemniaki, które w Polsce nie są traktowane jako warzywo, a dodatek skrobiowy. Jedyny problem jaki z nimi jest to, że trzeba pozbyć się taniny, która może podrażnić nasze nerki. W tym celu musimy je poddać ługowaniu. Do tego jeśli chodzi o survival, to kora dębu ma również właściwości antybakteryjne
Dodałem jeszcze inne dary lasu - grzyby. W moim przypadku suszone, ale śmiało możecie użyć świeżych, jeśli macie takowe pod ręką :)
Składniki:
- grzyby suszone (mogą być świeże)
- żołędzie
- marchewka
- cebula
- maka
- soda oczyszczona
Wykonanie:
Żołędzie obieramy, kroimy na kawałki i gotujemy w wodzie z dodatkiem pól łyżeczki sody oczyszczonej. Woda powinna się mocno zabarwic. Zabieg powtarzamy, aż woda będzie względnie czysta. U mnie wystarczyło 3 razy :)
Grzyby zalewamy wrzątkiem i odstawiamy na kilka godzin. Po tym czasie dolewamy trochę wody i gotujemy razem ze starta marchewka. Dodajemy żołędzie i jakiś czas gotujemy.
Cebulę kroimy i podsmażamy. Dosypujemy trochę maki i dobrze mieszamy. Dodajemy wszystko do garnka z gulaszem i zagęszczamy.
Składniki:
- grzyby suszone (mogą być świeże)
- żołędzie
- marchewka
- cebula
- maka
- soda oczyszczona
Wykonanie:
Żołędzie obieramy, kroimy na kawałki i gotujemy w wodzie z dodatkiem pól łyżeczki sody oczyszczonej. Woda powinna się mocno zabarwic. Zabieg powtarzamy, aż woda będzie względnie czysta. U mnie wystarczyło 3 razy :)
Grzyby zalewamy wrzątkiem i odstawiamy na kilka godzin. Po tym czasie dolewamy trochę wody i gotujemy razem ze starta marchewka. Dodajemy żołędzie i jakiś czas gotujemy.
Cebulę kroimy i podsmażamy. Dosypujemy trochę maki i dobrze mieszamy. Dodajemy wszystko do garnka z gulaszem i zagęszczamy.
Przeczytałem skład przepisu i szukałem w nim dzika, dopiero po dłuższej chwili zorientowałem się, że chodzi o dziczyznę drzewną, konkretnie dębową. Ale w końcu to „kryzysowa” książka kucharska i mięso w przepisie tylko na niedzielę : ) Tak a propos żołędzi, przypomniała mi się nalewka - żołędziówka. Ciekawa w smaku, podobno o działaniu leczniczym. Wymagała trochę pracy przy odgoryczaniu żołędzi, ale warto było poeksperymentować. PS: Uwielbiam te kultowe talerze z PRL-u :)
OdpowiedzUsuńOstrzegano mnie, że mało kto czyta wstęp :) Co do talerzy, to są przede wszystkim funkcjonalne. Znacznie grubsze niż obecnie używane, stąd przetrwały próbę czasu.
Usuń"Znaj proporcjum, mocium panie ... " a tu brak. Pies
OdpowiedzUsuń