niedziela, 23 sierpnia 2015

Abu-ramen

Z racji tego, że co do zasady, nie umieszczam tu przepisów na zupy (wyjątkiem są te występujące w towarzystwie dań głównych) wersja ramen, którą tu zamieszczę, jest z małą ilością wody, tzw. abu-ramen.
O samym ramen i przyszłym jego pojawianiu się na naszych ulicach pisałem już tutaj, przy okazji omawiania trendów kulinarnych. 
Dzisiaj skupię się na historii tego dania, a także jaki wpływ na jego rozwój miał kryzys ekonomiczny.
Potrawa, która stała się sztandarową pozycją w japońskim menu tak naprawdę przywędrowała z Chin pod koniec XIX wieku. Ślady zaczynają się w Yokohamie, która jako miasto portowe miała sprzyjający klimat dla tego typu nowości. Następnie została zaadoptowana do potrzeb ludzi, pracujących w prężnie rozwijających się, uprzemysłowionych miastach, którzy chcieli zjeść na mieście coś co dostarczy im odpowiedniej ilości kalorii, a przy tym miało bardzo krótki czas przygotowania oraz konsumpcji. To właśnie o kalorie ludzie martwili się w tamtym czasie najbardziej, dzięki temu ramen był uważany za jedzenie dużo zdrowsze niż tradycyjna japońska kuchnia. I tak w latach 20-tych i 30-tych XX wieku jego popularność sięgnęła wyżyn.
Kiedy w 1941 zaczęła się II Wojna Światowa sytuacja trochę się zmieniła, ale bardziej istotne jest to co stało się po wojnie. 
Niewątpliwie był to jeden z najcięższych okresów dla ludzi w Japonii. Jedzenia brakowało, a okupant kontrolował rynek żywności, zwłaszcza ten czarny :) Brakowało ryżu, była za to importowana ze Stanów Zjednoczonych pszenica. Tak ugruntowały sobie pozycje takie dania, o których pisałem wcześniej jak okonomiyaki i yakisoba, czy w końcu ramen.
Oczywiście wszystko co tu napisałem nie było takie proste, bo istniała jeszcze różnica pokoleń, ale w końcu jak stare pokolenia zmarły, ramen zadomowił się na dobre i stał się ulubionym daniem  pracowników fizycznych :) Dlatego największy boom był w latach 60-tych czyli w momencie najszybszego rozwoju kraju kwitnącej wiśni.
Między czasie jeszcze Momofuku Ando wymyślił zupki błyskawiczne, ale to już zupełnie inna historia...
Moje abu-ramen klasyka plus sezonowe warzywa, które pasują do kultury japońskiej, a których jest teraz zatrzęsienie.

Składniki:
- zupka "chińska"
- pieczarki
- cukinia
- marchewka
- szczypiorek
- por


Wykonanie:
Makaron z zupki wkładamy do talerza. Zasypujemy przyprawami. Cukinie i por kroimy w półplasterki. Pieczarki i marchewkę w plasterki z tym, że marchewkę baaaardzo cienko. Zalewamy małą ilością wrzącej wody i przykrywamy talerzem. Niech się parzy kilka minut. Warzywa ugotowane nie będą, ale bardzo dobre. Cukinia i pieczarki w zasadzie są miękkie na surowo. Marchewka lekko zmięknie. Al dente :)
Jeść możemy pałeczkami. Zgodnie z tym co mówili w filmie o bardzo nieprofesjonalnej zabójczyni pt:"Mapa dźwięków Tokio", dobrze jest przy tym siorbać :)
Przez Japonię

4 komentarze:

  1. I oto jak z podstawowych składników można wyczarować w domu iście japońskie danie.

    Dziękuję Ci za udział w akcji!

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, mam akurat makaron gryczany kupiony jakis czas temu w lidlu, jutro sobie zrobie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten makaron trzeba co prawda zagotować, ale na pewno poradzisz sobie z tak drobną modyfikacją :)

      Usuń
  3. Tanio i smacznie. Czyli tak, jak lubię. Inspirujący przepis. Już wiem, co jutro będę mieć na obiad :D zapraszam do siebie. Też piszę o tanim gotowaniu. Michał :)

    OdpowiedzUsuń