sobota, 9 maja 2015

Najbardziej prawdopodobny koniec świata czyli co bedziemy jedli po apokalipsie. Jabłka, kukurydza (ziemniaki) i zielenina.

Obiad był sycący: gotowana kukurydza zmieszana z jabłkami, przyprawiona wiosenną cebulką oraz pierwszymi tej wiosny mleczami. 
Po posiłku, koncercie i przedstawieniu John spotkał się z wielebnym Ablem, Kevinem Maladym oraz resztą członków ciała pedagogicznego, którym udało się przeżyć. Dyskutowali o tym, że dobrze by było uruchomić chociaż kilka kursów na uczelni... jednak nic z tego nie wynikło. Nadejście wiosny oznaczało okres, kiedy pojawiają się pierwsze rośliny i warzywa, można znowu zacząć polowania i może wreszcie ukończyć projekt turbiny przy zaporze, by ponownie popłynął prąd. Zajęcia szkolne mogły poczekać do jesieni.

William R. Forstchen "Sekundę za Późno"

Rozważania nad ewentualnym końcem świata towarzyszą nam od dawna. Czasem celowo potęgowane jako straszak, czasem w celach marketingowych, a czasem po prostu jako element filozoficznych rozmyślań. 
Wraz z rozwojem nowych technologii oraz ludzkiej wyobraźni bierzemy pod uwagę nowe zagrożenia. Do wciąż aktualnej, spędzającej sen z powiek Amerykanom przez 50 lat, wojny nuklearnej dochodzą jeszcze zagrożenia z kosmosu, zarówno te z premedytacją, jak przedstawiana przez Wellsa inwazja kosmitów, jak i te przypadkowe w postaci asteroidów, komet itp. Ostatnio modna stała się również, rozdmuchana przez Brooksa apokalipsa Zombie. Wbrew pozorom jest również możliwa o czym będę jeszcze pisał.
Na bazie fali obaw przed apokalipsą powstała cała ideologia, która tworzy ruch preppersów. Jest to grupa ludzi, która już w tej chwili szykuje się  na nadejście najgorszego. Zbierają sprzęt, zapasy i uczą się nowych umiejętności. Większości ludzi kojarzą się oni z doskonale wyposażonymi bohaterami gier komputerowych z serii STALKER, którzy są w stanie doskonale się odnaleźć po zagładzie nuklearnej. Problem w tym, że na najgorszy scenariusz nigdy nie będziemy przyszykowani.
Na co w takim razie powinniśmy się szykować? Jako człowiek, który nawet zdawanie egzaminu na prawo jazdy układał sobie zgodnie z rachunkiem prawdopodobieństwa odpowiem, że zgodnie z prawdopodobieństwem wystąpienia kataklizmu. Jaka jest zatem najbardziej prawdopodobna przyczyna końca świata, a przynajmniej takiego do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni? Odpowiedź leży w książce Williama R. Forstchena "Sekundę za późno".
Książka o tyle ciekawa, że skonsultowana z specjalistami w dziedzinie fizyki, a także wojskowości. Pewnego dnia USA i, jak się potem okazuje, nie tylko, bo Europa też. Zostały zaatakowane za pomocą impulsu elektromagnetycznego.  Jeśli ktoś uważał na lekcjach Przysposobienia Obronnego (nie chciałem pisać PO :) ) to wie co to takiego. Jak ktoś nie uważał, to może przynajmniej oglądał Matrix. W wyniku tego ataku wszystkie urządzenia elektryczne zostają usmażone i cofamy się w czasie do XIX wieku, a ludność z wielu przyczyn zostanie zredukowana do liczby z tego okresu.
Okazuje się, że taki atak nie jest trudny od strony technicznej. Wystarczy kupić małą głowicę, odpowiednią przy niej pogrzebać, załadować ją na jakąś starą rakietę, wystrzelić ją z kontenerowca na środku oceanu, a potem zdetonować głowicę wysoko w atmosferze tudzież nad nią. W efekcie czego, dzięki odkrytemu przez Comptona efektowi, za który dostał nagrodę Nobla, pojawi się wielki elektromagnetyczny parasol, który pokryje cały kontynent. Dla mnie to brzmi bardziej logicznie niż zniszczony świat po całej serii dużych naziemnych wybuchów, na którym nikt już nie będzie mógł mieszkać, bo co komu po bezużytecznym świecie. Tym bardziej, że taki atak może przeprowadzić średnio ogarnięty biznesmen. 
W każdym razie jeśli ziemia ulegnie zniszczeniu to żadne umiejętności nam się nie przydadzą, natomiast jeśli założymy scenariusz najbardziej prawdopodobny, to umiejętność zdobycia i przygotowania pokarmów w tych warunkach będą na wagę złota. Podobnie jak uprawa roślin jadalnych. Do tego dochodzi umiejętność posługiwania się narzędziami. Jeśli chcemy być preppersami to pielęgnujmy umiejętności, które znali nasi dziadkowie, interesujmy się tym co się je, a czego nie. Zawsze może nas dotknąć mały kataklizm w postaci uszczuplenia budżetu domowego, albo całodzienny brak prądu, jak to miało miejsce w Szczecinie kilka lat temu. Umiejętności walki też się przydadzą, żeby jakiś leniwy człek nie próbował nam odebrać naszego dorobku siłą :)
Postanowiłem skopiować danie przedstawione w książce. Coś co zostało przetłumaczone jako wiosenna cebulka, to w oryginale jest dziki czosnek. Ja postanowiłem użyć szczypiorku, który można sobie wyhodować samemu wkładając cebule do ziemi. Tylko grubszą stroną! :) Książka mówi o warunkach amerykańskich, dlatego jest kukurydza, która odgrywa tam bardzo ważną rolę w kuchni kryzysowej :) W Polsce byłyby to pewnie ziemniaki, które nie potrzebują płodozmianów, a wyhodować można je nawet w worku.

Składniki:
- puszka kukurydzy
- jabłka
- liście mniszka lekarskiego tzw. mlecz
- szczypiorek

Wykonanie:
Jabłka kroimy w kostkę i dusimy razem z kukurydzą pod przykryciem w małej ilości wody. Dodajemy świeżo zebrane liście mniszka lekarskiego. Przed podaniem posypujemy poszatkowanym szczypiorkiem.


Kulinarnie z literatury i filmu

5 komentarzy:

  1. Potrawa z mleczem? To jest dopiero ekonomiczne żarcie! Aż mi wstyd, że sam na to nie wpadłem... super pomysł. pozdrawiam!
    http://gotowanieekonomiczne.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W następnym wpisie, będzie danie z samych dzikich roślin, które zebrałem. Może się przydać. Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Świetna sprawa. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń