niedziela, 26 kwietnia 2015

Czy jedzenie może być bronią? - potrawka jaglana.

Popularność "Familiady" sugeruje, że każde wystąpienie należałoby zacząć od jakiegoś suchara. Tak też zacznę :)
W sądzie sędzia pyta:
- Więc oskarżona twierdzi, że rzuciła w męża pomidorami?
- Tak wysoki sądzie.
- To w takim razie dlaczego pani mąż ma wstrząs mózgu i rozbitą głowę?
- Bo pomidory były w puszce.

Czy jedzenie może być bronią? W 1974 amerykański polityk Henry Kissinger opracował raport, w którym dostrzegł, ze jedzenie może być doskonałym orężem walki politycznej. Spójrzmy na temat bardziej bezpośrednio.

Oprócz wojen na jedzenie, które zazwyczaj odbywają się wśród młodszej części społeczeństwa, albo bitwy na pomidory w hiszpańskim Buñol istnieją przypadki, w których bezpośrednie użycie jedzenia może być albo formą nacisku, wyrażeniem opinii albo najzwyczajniej w świecie być metodą zadawania obrażeń.
Z pierwszym przypadkiem stykamy się dość często podczas wątpliwej jakości przedstawień artystycznych w jeszcze mniej jakościowo miejscach. Międzynarodówka tortowa poszła o krok dalej i zaczęła wybierać poważniejsze cele, żeby demonstrować swoje niezadowolenie oraz wywrzeć wpływ na celu. Jedną z pierwszych znanych ofiar był Bill Gates. Chciano zaatakować Jana Pawła II, ale do ataku nie doszło. W tym wypadku ciastko z kremem byłoby ironią losu. Mniej szczęścia mieli już Leszek Balcerowicz czy Jerzy Buzek.
Jedzeniem można zadać poważne obrażenia. Zwłaszcza jeśli jest mocno zamrożone lub zamknięte w puszce. Umieszcza się coś takiego w mocnej torbie, np. ostatnio modnej ekologicznej torbie na zakup i traktuje jak korbacz. Można też coś lekko stunningować, np. włożyć porządnego gwoździa do ziemniaka. Ziemniakiem można rzucić lub nawet wystrzelić go z ziemniaczanego działa, które w bardzo łatwy sposób można wykonać z rur PCV.
Z racji tego, że memy ograniczoną odporność na temperatury i w przypadku bezpośredniego kontaktu z tymi większymi następuje uszkodzenie tkanek. Odpowiednio podgrzane i "podane" jedzenie to dość powszechna broń stosowana przez kilkaset lat.

Był sobie kiedyś taki ktoś jak Hrabia Peter Ernest III von Mansfeld. Był w Niemczech dowódcą protestantów, ale został pokonany przez katolików pod dowództwem Albrechta von Wallensteina. Wpadł na pomysł, że się przegrupuje, zbierze sojuszników z Węgier i się odgryzie. Nie wszystko jednak poszło po jego myśli i zmarł. Wojska jednak zostały i jak to na najemników przystało były, delikatnie mówiąc, nienasycone. W 1627 podeszły pod Gliwice, gdzie w krytycznym momencie miejscowe kobiety nawarzyły kaszy jaglanej i tak przygotowana strawa została wylana na wojsko wroga. Miasto się obroniło. Na część tego wydarzenia stoi pomnik.


Na pamiątkę tego wydarzenia stworzono także mural na budynku ZUS, jednak tam artyści dali się ponieść fantazji i zamiast kaszy jaglanej jest gorąca woda, która topi lód. Zapewne ma to symbolizować topniejące pieniądze :)

W każdym razie, jeśli ktoś chciałby ugotować sobie taką broń, to polecam moją potrawkę jaglaną. Zawsze warto ugotować doprawione danie, bo nigdy nie wiadomo do jakich celów zostanie użyte :)

Składniki:
- kasza jaglana
- marchewka
- koperek


Wykonanie:
Marchew obieramy, kroimy w kostkę i gotujemy. Kiedy zmięknie wyciągamy z wody. Dolewamy trochę wody i gotujemy w niej kaszę jaglaną do momentu aż będzie bardzo miękka czyli jakieś 40 minut. Mieszamy z wodą i dodajemy dużą ilość posiekanego koperku. W zależności od przeznaczenia regulujemy gęstość dania. Na wrogów wylewa się rzadszą, ale nie za bardzo, bo cała idea polega na tym, żeby się przykleiło.
Kasza jaglana, potrawa udana - I edycja

1 komentarz: