Ostatnio już każdy uwierzył w wiosnę, a nagle znów trzeba było uruchomić ogrzewanie. Tam skąd to danie pochodzi spadło nawet sporo śniegu. Mowa o miejscu gdzie są najdroższe toalety w Polsce :) Właściwie, to danie przywieźli tam Rosjanie, stąd nazwa, ale górale uznali je za swoje.
Był sobie kiedyś taki gość, który miał ogromne aspiracje do bycia cesarzem Austrii, a że pozostawało to poza jego zasięgiem był z tego powodu ogromnie sfrustrowany, Nazywał się Franciszek Ferdynand. Zasłynął głównie dwiema rzeczami. Pierwsza, to że guwernerem jego dzieci był czeski geniusz Jára Cimrman, a druga, to że został zastrzelony w Sarajewie, co było ogniskiem zapalnym dla wybuchu Wielkiej Wojny, po której, między innymi, Polska odzyskała niepodległość wypadając z dość słabym wynikiem ok. 120 lat w konkurencji najdłużej zniewolonych państw w Europie :)
Wojna ta, oprócz przetestowania taktyk, które zostały rozwinięte 20 lat później przyczyniła się także do powstania komunizmu, faszyzmu i nazizmu, a od strony kulinarnej, głównie gazu musztardowego:) Sam Indiana Jones brał nawet czynny udział w tej wojnie.
Jeńcy rosyjscy, których wtedy wywieźli na Podhale przywieźli tam proste placki z mąki i oczywiście ziemniaków, które piekli na metalowych płytach rozłożonych nad paleniskiem. Przepis okazał się na tyle prosty i smaczny, że został tam ciepło przyjęty.
Prawdziwe moskole piecze się na stalowej płycie, a nie na jakiejś patelni teflonowej :) więc korzystając z gościnności Tamary, która ma w domu kuchenkę na ogień, przyrządziłem je tak, jak car Mikołaj II przykazał :) Co widać na załączonym obrazku.
Składniki:
- wczorajsze ziemniaki
- mąka
Wykonanie:
Ziemniaki gnieciemy i mieszamy z mąką w proporcjach 4:1. Najlepiej zastosować starą sztuczkę, czyli wypełnić nimi jakieś symetryczne naczynie, podzielić je na 4 części, usunąć jedną z nich i uzupełnić mąką. Jak się za bardzo będą kleić to dosypać. Wrzucamy na stolnicę i wałkujemy. Wycinamy kształty jakie nam się podobają i kładziemy na rozgrzaną blachę.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńRobię takie od "zawsze". Baaardzo smaczne, zwłaszcza z kefirem, lub jogurtem. Z braku pieca z blachą piekę je na grillowej patelni (żeliwnej, bez teflonu:), lub w piekarniku na papierze do pieczenia. Nie są, co prawda takie same (z piekarnika), ale też smaczne.
OdpowiedzUsuńŻeliwna patelnia to jest to, Sam się teraz czaję tyle, że na płask z wysokimi ściankami.
UsuńW połowie lat '90 na emigracji ekonomicznej we Wiedniu znalazłem ją na śmietniku. Przy okazji:) Solidna, żeliwna, z drewnianą okładziną uchwytu, bez śladów używania. Przepaliłem (jak kociołki) natłuściłem i służy do dziś. Swoją drogą wracamy do żeliwa i starszych metod przyrządzania potraw. Sam kupiłem w zeszym roku kilka naczyń (od małej, ale drogiej terriny po brytfanny i garnki) wykonanych z żeliwa i twierdzę, że warto! Fakt, naczynia są drogie, ale nie do zdarcia, przy mądrym obchodzeniu się z nimi. A do tzw. Slowfoodu (na przykład czulent, czy wołowina po burgundzku) niezastąpione. Może przez garnek rzymski. Ale z nim więcej zachodu i specjalizacja ze względu na porowatość. Ergo: warto zainwestować w dobrą patelnię, garnek, czy inne naczynie z żeliwa. Odwdzięczy się smakiem. Na pewno!
UsuńDobre narzędzia to podstawa. Wiadomo, ze drogie, ale w ostatecznym rozrachunku wyjdzie taniej bo prawie wieczne, a taka patelnia żeliwna to może być nawet jako broń :) Garnek rzymski kiedyś kupiłem i jeszcze nic w nim nie zrobiłem :) ale ostatnio zainwestowałem w patelnię stalową pokrytą miedzią. Zdecydowanie polecam. Stal to jednak stal, a nie alu + teflon. To się co najwyżej na naleśniki nadaje. Miałem ceramiczną kiedyś. Posłużyła rok już mam jej dość.
UsuńMam w domu jedną żeliwną patelnię - muszę ją dwoma rękami podnosić, takie to cholerstwo ciężkie. Ale fakt - nie do zdarcia.
OdpowiedzUsuńPlacuszki wyglądają smakowicie :) A jeśli to Ty byś był moim nauczycielem historii, to z pewnością skończyłabym liceum z lepszym wynikiem :)
Nie mógłbym być nauczycielem, bo mam za szybką rękę hehe. Przeszliśmy od sytuacji, w której nauczyciele nadużywali swojej władzy do patologii w drugą stronę...
UsuńBardzo dobrze wspominam mojego nauczyciela od historii z LO. Miał swoje wady, ale był jednak specjalistą i ciekawostki też przedstawiał. Co prawda nie poszedłem w tą stronę, ale jakieś tam zamiłowanie zostało. A historia jedzenia to bardzo ciekawa rzecz :)
Oj, tak! Bardzo ciekawa. Najstarszy zawód świata na K, to...kucharz:) Ostatnio kupiłem na Allegro (nie wznowili!!!) i przeczytałem "Fizjologię smaku" Brillat-Savarina- Opus Dei Kuchni przez duże "K". Polecam!
Usuń"Fizjologia smaku" to podstawa! Zanim się zacznie zagłębiać w szczegóły techniczne, należy się odpowiedni wstęp. Sam kupiłem w antykwariacie bardzo ładne wydanie z 1977.
Usuń