czwartek, 13 czerwca 2024

Bieszczadzkie wioski marzycieli i kowbojski kawior

Kilka już wpisów o Bieszczadach było. Często tam wracam i cały czas z nowym pomysłem na wyjazd. Tym razem postanowiłem odwiedzić dwie wioski. Tzn. od strony formalnej są wioskami, bo jako takie istnieją na mapie, ale niespecjalnie funkcjonują jako skupiska ludności.

Funkcjonowały za to kiedyś. Obie zamieszkiwała ludność Rusinów Karpackich, a konkretnie Bojków. Rus, to Rus, z takiego założenia wyszły władze PRL, próbujące uporać się po wojnie z niedobitkami UPA na tym terenie. Stwierdzono, że najlepszym sposobem osłabienia partyzantki jest wyrugowanie ludności miejscowej i większość wywieziono do ZSRR. Ślady po nich również postanowiono zniszczyć, dlatego wioski zostały spalone. Tym samym pozostały tylko szczątki niepalne.

Kilkadziesiąt lat po wojnie, kiedy toczyła się ostra debata czy Bieszczady powinny pozostać dzikie, czy zagospodarowane, grupa marzycieli postanowiła przywrócić wioski do życia. 

Pierwszą z nich była Łopienka., gdzie powstał plan założenia skansenu. Władzom od razu zaświeciły się czerwone lampki. Rusińskie, czyli ukraińskie. Ukraińskie, czyli UPA. UPA, czyli nacjonalizm. W dodatku z raportów SB wynikało, że byli posądzeni o jawną krytykę władz w kwestii zagospodarowania dzikich Bieszczad. Sprawa dostała numer 9989 i kryptonim "Marzyciele".


Skansen miał być ciekawym miejscem, w którym każdy był mile widziany, pod warunkiem, że wykonał pracę na jego rzecz.

Ostatecznie doszło do odrestaurowania części znajdującej się we wsi cerkwi, a inicjatywa została skutecznie zablokowana przez władze. Sam pomysłodawca zginął podczas podróży po Pakistanie, choć cerkiew została odbudowana w latach 90-tych.


Niedaleko znajduje się kapliczka z gankiem, który może stanowić dobrą ochronę przed deszczem. Takie ganki istniały właśnie po to, aby ludzie w nich spali, także polecam :)


Druga wioska to Caryńskie. Jak sama nazwa wskazuje leży w okolicy Połoniny Caryńskiej. Tu już sprawa zaszła dalej. 

Zaczęło się od tego, że jedna osoba postanowiła rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady. Wybrał pozostałości po wsi Caryńskie. Był jeden problem. Urzędnicy nie pozwalali mu się tam zameldować.
W końcu dołączyli się inni i powstała wioska - kooperatywa, gdzie ludzie żyli z uprawy ziemi i zbierania runa leśnego, a jesli wierzyć opowieściom starszych ludzi, to ze zbierania runa można było zdobyć całkiem niezłe pieniądze. Sami mieszkańcy twierdzili, że za 4h pracy mieli dyrektorką pensję.


Oczywiście mieszkanie we wspólnocie wiązało się ze wspólnotowością i praca na jej rzecz, co niespecjalnie potrafili zrozumieć przybywający do niej hipisi, gdyż zderzali się z brutalną rzeczywistością - albo pracujesz, albo do domu.


Prawdziwym hitem był jednak ośrodek leczenia uzależnień. Zacznijmy od tego, że problem narkomanii w PRL nie istniał, a nawet SB zachęcało do ćpania, żeby inwigilować środowiska hipisiarskie. Nawet jeśli już ktoś został uznany za klasyfikującego się na leczenie, to stosowano faszerowanie lekami. W tym czasie jeden z lekarzy przywiózł nowatorką metodę z Holandii opartą na pracy, motywacji i nagrodach. Była jednak zbyt nowatorska, żeby można było ją stosować w państwowym szpitalu (i zbyt zachodnia), za to idealnie nadawała się do Caryńśkiego. Narkomani otrzymywali pozytywne bodźce dzięki pracy.
Terapia była tak skuteczna, ze wysoko postawione osoby w PRL wysyłały tam dzieci dotknięte problemem.


Wiadomo, ze tego typu miejsca przyciągały też całą masę kontestatorów, którzy bawili się w politykę. Znajdowały się tam nawet piwniczki do ukrywania poszukiwanych. Od początku wioska była solą w oku pułkownika Doskoczyńskiego (tzw. Czerwonego Księcia) odpowiedzialnego za stworzenie ośrodków MSW w Bieszczadach. 
Ostatecznie wieś została zrównana z ziemią przez wojsko i milicję. 
Tak wygląda widok z punktu widokowego.



Jedzenie liofilizowane idealnie nadaje się na wędrówki podczas gorących dni. Padło na kowbojski kawior.

Składniki:
- fasola biała w puszce
- fasola czerwona w puszce
- fasola biała w puszce
- papryka
- przyprawa suszone pomidory




Wykonanie:

Fasolę i paprykę wysuszyć w piekarniku lub suszarce.
Zapakować do worka i dosypać przyprawy pomidorów.
Żeby zjeść, należy zalać taką ilością wody, żeby było lekko zakryte i poczekać godzinę, aż zmięknie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz