piątek, 7 października 2022

Brochetas i Madryt

Będąc relatywnie niedaleko chciałem odwiedzić Madryt, jestem na świeżo i to właśnie dlatego temu miastu przypadnie pierwszy wpis z podróży po Hiszpanii. Będą trzy, a podział jest czysto administracyjny, tzn. każdy z innej prowincji :)

Jaki jest Madryt? OGROMNY. W każdym tego słowa znaczeniu. Oprócz tego, że jest w pierwszej dziesiątce największych miast Europy, to został tak zaprojektowany, żeby pokazywać swoją wielkość. Stało się tak dlatego, że coś co w głównej mierze miało wpływ na jego architekturę to XIX wieczny neobarok i odrodzenie, bardzo typowe dla rodzącej się w owym czasie świadomości narodowej oraz dla kolonialnych imperiów, które chciały zademonstrować swoją wielkość. Kolejnym stylem, który zadecydował o monumentalności Madrytu jest budownictwo typowe dla faszyzmu, czyli - kiedyś byliśmy wielcy, już nie jesteśmy imperium, ale przypominamy wszystkim, że kiedyś byliśmy. Dlatego to miasto jest pełne wielkich gmachów upstrzonych kolumnami. Wszystko jest tam duże, nawet pomniki. 



Ten budynek był swego czasu najwyższym w Hiszpanii.


Aby w tym molochu uprzyjemnić trochę pracę w korpo, niczym szwedzkie lampy na parapetach, tu zamontowano drzewa :)


Większość ludzi zaczyna jednak swój pobyt w Madrycie tutaj, na dworcu Atocha. Jako ktoś kto pisał prace magisterską o terroryzmie, nie mogę nie wspomnieć z czego słynie ten dworzec. To tu w 11 marca 2004 roku, tuż przed wyborami, aby wpłynąć na politykę Hiszpanii co do obecności wojsk na Bliskim Wschodzie, doszło do ogromnego zamachu bombowego, gdzie wybuchło 9 z 13 bomb. W starej części dworca jest bardzo ładny ogród botaniczny do zwiedzania za darmochę.


Skoro o zamachach mowa to są jeszcze dwa ciekawe miejsca na mapie Madrytu. Pierwsze to niedalekie Puerta de Alcalá, taki odpowiednik paryskiego łuku triumfalnego, który oprócz tego, że przyjął wiele pocisków i odłamków był również świadkiem 8 marca 1921 zamachu na premiera Hiszpanii Eduardo Dato. O co poszło? Krótki rys historyczny i mały wykład z ekonomii. Rynek to miejsce gdzie krzyżują się dwie krzywe - podaży i popytu. Tam gdzie się skrzyżują znajduje się cena jakie za dane dobro jest się w stanie uzyskać. Rynek pracy jest takim samym rynkiem jak rynek innych dóbr. Tu podażą jest ilość osób chętna do podjęcia pracy za daną stawkę w danym czasie, a popytem ilość pracy oferowana przez pracowników. Dlatego tu ścierają się, aż iskry idą, ze sobą dwie sprzeczne idee. Pracownik, chce pracować jak najmniej za jak najwięcej, a pracodawca chce, żeby pracownik pracował jak najwięcej, za jak najmniej. Jeśli krzywa podaży się przesuwa, cena za pracę wzrasta. Kiedy krzywa się może przesunąć? Na przykład kiedy pracownicy są bardziej zgrani i solidarnie odmawiają pracy za określoną stawkę, w czym pomagają im Związki Zawodowe, które właśnie były bardzo silne w latach dwudziestych. Tak silne, że pracodawcy zaczęli z nimi walczyć za pomocą marionetkowych związków zawodowych, co ma miejsce do tej pory, ale też, co już niespecjalnie ma miejsce, za pomocą płatnych zabójców zwanych pistoleros. Związki, wobec powyższego również organizowały grupy samoobrony. Do tego obowiązywały tzw. "przepisy o ucieczce", dzięki którym policja mogła zastrzelić kogo chciała, jeśli wpisali w protokół, że uciekał. Prawo zresztą było nadużywane bardzo długo. Była tak zwana Brudna Wojna, jak ją określał Jean Picet, jeden z ekspertów humanitarnego prawa międzynarodowego, biorący udział w spisywaniu Konwencji Genewskich. Brudna Wojna to taka, gdzie różne paramilitarne organizacje rozprawiają się z cywilnymi dysydentami politycznymi. Skoro zatem można było w każdej chwili zginąć za poglądy, to gorzej być nie mogło i dobrze by było jednak przed śmiercią przysłużyć się czemuś dobremu. Dwójka anarchistów zabiła Eduardo Dato za popieranie Brudnej Wojny, w okolicach tej bramy, będącej obecnie w remoncie.


Drugi ważny zamach miał miejsce 20 grudnia 1973. Tu znowu trochę historii. Po wojnie domowej, o której będę jeszcze pisał, nastała dyktatura generała Franco. Nawet w faszystowskich ustrojach totalitarnych ścierają się różne siły. Jedne bardziej ugodowe inne bardziej totalitarne. Luis Carrero Blanco prezentował właśnie tą postawę bardziej totalitarną, a do tego został szefem rządu i wszystko wskazywało na to, że zostanie następcą generała Franco po jego śmierci, a co za tym idzie, nadzieje na odwilż stopnieją. Traf chciał, że przy okazji dojeżdżał ostro Basków, dlatego podłożyli pod ulicą na tyle dużo materiałów wybuchowych, aby jego auto przeleciało przez budynek elitarnego Kolegium Jezuitów. Przyspieszyło to zmiany demokratyczne w Hiszpanii, dlatego jego śmierć jest raczej przedmiotem lokalnych żartów. Abstrahując od nazywania go astronautą, to miejscowi taksówkarze, którzy jadą w ten rejon, stosując grę słów, mówią coś co da się przetłumaczyć jako Na jakiej wysokości mam pana wysadzić?


Zaraz obok dworca jest park Retiro, czyli taki miejski park na sterydach. Jest tam wszystko co może powinno być w parku. Spokojne alejki z ławkami, woda, mostki, fontanny, duże trawniki, kwiaty i jezioro z łódkami. Na uwagę jednak zasługują dwa miejsca.

Pomnik szatana, znajdujący się dokładnie na wysokości 666 m n. p. m.

Oraz Pałac Kryształowy, zbudowany na podobieństwo budynku o tej samej nazwie w Londynie, czyli taki pawilon cały ze szkła, w którym we wspomnianym okresie Imperium były prezentowane rośliny z dalekich części świata. Przed nim jest staw, w którym oprócz widocznych na zdjęciu, zjawiskowych czarnych łabędzi, pływają też żółwie.


Obok dworca znajduje się również Muzeum Narodowe Centrum Sztuki im. Królowej Zofii. W określone dni i godziny jest tam darmowy wstęp. Jedyne co musicie zrobić, to internetową rezerwację i mieć darmowy bilet. Oto widok z przeszklonej windy, którą warto pojechać na samą górę choćby dla panoramy miasta. Tu widać dworzec Atocha.


W środku, oprócz słynnego obrazu Pablo Picasso - Guernica, którego nie wolno fotografować, a który jako symbol okrucieństwa wojny, wisiał w siedzibie ONZ (teraz wisi kopia), jest też jeden z najsłynniejszych obrazów Salvadora Dali - Wielki Masturbator.


W sali o, jak to nazwali, Rejonach Niesubordynowanych,  znajduje się sztuka społeczna w postaci makatek, czyli czymś co polskie gospodynie uwielbiają wieszać w kuchni. Na makatce artystyczna wizja Brudnej Wojny, o której wspominałem wyżej.



Wchodząc do centrum, kiedy tylko zejdziecie z głównej drogi, wpadacie na ciasne, pełne knajpek uliczki. Jedne bardzo urokliwe.


Inne stare, jak ta, najstarsza restauracja na świecie Sobrino de Botín.


Były też takie z dekoracjami w formie plastikowego ramenu, przywołujące na myśl znane w PRL dekoracje w formie owoców, dostępne wówczas tylko w formie plastikowej :)


Jeśli chcecie wiedzieć, gdzie zjeść najtaniej, to wokół słynnej stacji metra Sol znajdują się bufety, gdzie za 9,95 euro możecie jeść ile chcecie. Tylko UWAGA - płacicie karę 5 euro za zmarnowane jedzenie!

Na Plaza de la Luna znajduje się projekt artysty o międzynarodowej sławie, tzn. takich miejsc jest jeszcze kilka na świecie. Klapa, która symbolizuje coś ważnego w innym wymiarze. Próbowałem doczytać o co tam chodzi, ale nie przebiłem się przez poetycki bełkot :)


Jak w każdym dużym mieście, w ciasnych uliczkach, możemy też spotkać elementy sztuki ulicznej.



Każdy kraj ma swoich Górali. Tak jak u nas, nie tylko na Podhalu spotkacie Górali, którzy w tradycyjnych strojach wyciągają od turystów, w ten, czy inny sposób pieniądze, tak tu możecie spotkać Mariachi z Meksyku. Grunt, ze język hiszpański się w miarę zgadza :)


Niedaleko budynku, który miał miano najwyższego znajduje się hiszpańska aleja gwiazd. Są tam uwiecznieni między innymi Pedro Almodovar i Antonio Banderas.


A także inni :)


Bardzo długo się wahałem co kryzysowego pokazać Wam z Madrytu, tym bardziej, że typowe madryckie potatas bravas już tutaj było. Inspiracja przyszła do mnie natargu San Miguel.


Będą to brochetas, co po polsku można, bardzo luźno przetłumaczyć jako szaszłyki, ale nie do końca. Brocheta to szpikulec. Nie zawsze będzie to szaszłyk, raczej coś pomiędzy szaszłykiem, a koreczkiem.

Składniki:

- szpikulec
- cokolwiek - serio



Wykonanie:

Bierzecie szpikulec i nadziewacie cokolwiek chcecie. Widziałem tu szpikulce ze wszystkiego. Z warzyw, oliwek, serów, ryb, z dodatkami owoców. Tak jak w seksie jesteście ograniczeni wyobraźnią i tym na co godzi się druga osoba, tak i tu ogranicza Was tylko wyobraźnia i to co przyjmiecie wy lub inny konsument. Nie ma zasad!
Idealnie wbija się to w ideologię tapas, dlatego możecie zapić browarkiem na podłużnym stole bez miejsc siedzącym. Browarek możecie sobie kupić w okolicznym markecie, jesli nie chcecie płacić na targu ceny dla turystów :)

Madryt to kompletnie nie mój klimat. Może gdybym go zwiedził od innej strony, jak zwiedzałem Berlin, czy Londyn jako mieszkaniec, to poznałbym go od lepszej strony. Traktuję to na zasadzie -odfajkowane. Rzuca się w oczy nocne życie, jak w każdej stolicy. Tu hiszpańska idea tardeo, która oznacza imprezowanie od popołudnia do rana.  Za to o 8 rano ulice wyglądają tak :)


Madryt słynie również z kieszonkowców, jak macie sprawne oko, to niektóre ekipy rzucają się mocno w oczy :)

Postanowiłem, w ramach ciekawego doświadczenia przespać się w hotelu kapsułowym. Plusy - dobra cena, w samym centrum, względna intymność i ciekawy kosmiczny wystrój budynku. Minusy - ścianki są cienkie, więc ktokolwiek wbija, w nocy i otwiera swoją szafkę lub kapsułę kartą, gdzie zamek wydaje pi pi pi pi, będzie Was budził. Jedna łazienka na cały hotel i nawet ulokowanie pryszniców tak blisko siebie, że sąsiad chlapie Wam na nogi (macie nadzieję, że wodą) nie pomaga w szczycie. Na jedną noc - OK.


Obok hotelu miałem coś na kształt teatru muzycznego, bardzo ładny budynek nocą i tłum ludzi czekający na premierę musicalu La historia interminable.


Przed teatrem aktorzy. Widać jacyś znani, to zrobiłem fotę :)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz