poniedziałek, 17 stycznia 2022

Jedzenie z Voyagera S04E22 na Dzień Star Treka/Enterprise

Dziś w środkach masowego przekazu będziecie słuchać o tym, że jest jest Blue Monday, czyli najbardziej depresyjny dzień w roku. Przede wszystkim to nie ma żadnych naukowych podstaw do tego, żeby tak twierdzić, a sam dzień był marketingowym tworem pewnej firmy zajmującej się sprzedażą wycieczek.
Dziś jest też dzień, o którym nie usłyszycie w radio, ani telewizji, za to ma dużo więcej wspólnego z nauką. Dzień Star Treka. Zaraz, zaraz - powiecie- przecież pisałem, że dzień Star Treka wypada na 8 września, czyli dzień edycji pierwszego odcinka serialu w TV. Odpowiem jak konsultant. I tak, i nie.
W grę wchodzą pewne różnice kulturowe. Mianowicie zapis dzisiejszej daty w systemie europejskim to 17 01, w systemie amerykańskim 01 17. 1701 to numer statku Enterprise bohatera kilku serii w uniwersum Star Trek, a co najważniejsze statku, od którego wszystko się zaczęło. Nie ma możliwości, żeby w amerykańskim systemie dana ułożyła się w 1701, więc jedyne co mogą świętować to 8 września. My w Europie mamy ten przywilej, że możemy świętować dzisiaj, albo w ogóle dwa razy w roku, bo i czemu nie? Z tego powodu niektórzy twierdzą, że 8 września jest dzień Star Treka, a dziś dzień Enterprise.
Wspominałem coś o nauce? Tak, przy produkcji serialu brali udział naukowcy i nawet jeśli niektóre teorie są już mocno zaktualizowane, to i tak były na tamten moment bardziej naukowe niż ta o Blue Monday.
O samym Star Treku pisałem już nie raz. Poniżej daję listę wpisów, jakbyście chcieli wrócić do tematu, a bez sensu, żebym się powtarzał.
https://kuchniakryzysowa.blogspot.com/2018/08/klingonski-gagh-idealny-do-filmu.html
https://kuchniakryzysowa.blogspot.com/2018/10/kasza-po-wolkansku.html
Danie które dzisiaj dostaniecie nie pochodzi niestety z serii powiązanej ze statkiem NCC-1701, ale kolejnej o statku Voyager NCC-74656 o tytule, jakże by inaczej Star Trek :Voyager.
W 22 odcinku 4 serii komandor Chakotay dostaje w mesie danie składające się z maślanych marchewek, smażonego mięsa sojowego i budyniu migdałowego. Tyle wiemy. Widzimy też na talerzu jakąś zieleninę.
Mamy zatem klasyczny obiad:
składnik główny - mięso sojowe
warzywa - marchewki
surówka - zielenina
coś co u nas jest prawie podstawą, czyli fachowo nazywamy to dodatkiem skrobiowym, w skrócie ziemniaki :) tu budyń ze skrobi. Generalnie budyń migdałowy to jest w Polsce jakiś fenomen. Taki budyń w ramach standardowych smaków, pewnej znanej firmy, która jest europejskim potentatem w produkcji budyniu można kupić niemal w każdym z ościennych krajów, tylko nie tu. Nie mam pojęcia dlaczego, bo nawet limitowane edycje nie zakładają takich smaków. Poradziłem sobie inaczej.

Składniki:

- kostka sojowa
- przyprawa gyros
- marchewki
- margaryna
- zielenina
- 0,4 l jakiegoś mleka
- budyń czekoladowy
- aromat migdałowy


Wykonanie:

Kostkę sojową gotujemy w osolonej wodzie. Podsmażamy, posypujemy przyprawą gyros i jeszcze chwilę smażymy.
Marchewki smażymy pod przykryciem na margarynie. Ja sobie pokroiłem w paski, ale róbta jak chceta.
Podajemy z zieleniną.
Wiem, ze na opakowaniu jest 0,5 l mleka, ale dajcie 0,4 wtedy budyń wyjdzie Wam taki jak mój budyń z dzieciństwa, a nie ta rzadka maź. Oprócz cukru, o którym jest mowa na opakowaniu dajcie sobie kilka kropli aromatu migdałowego.

2 komentarze:

  1. Skomentuję stosownie do tytułu: "Lata świetlne" nie jadłem budyniu, choć drzewiej swoje wersje CZEKOLADOWEGO (ulubiony) tworzyłem.
    W kilkunastu sklepach jakie "najczęściej"* odwiedzam, od dawna nie widzę kostki sojowej. "Schabowe" firmy Sante są :-) "nawet w ich WC" :-)
    *Brak ulubionego, są to sklepy "po drodze" poruszania się.

    Z odległej historii:
    W terenie też człowiek zjeść musi (wiadomo).
    Uwzględniając UPAŁ i PROSTOTĘ w przygotowaniu CIEPŁEGO posiłku (wiem: "ciepły posiłek & upał") brałem w teren TO co nie miało szans zepsuć się (w upale) i dało się zjeść.*
    *Prawie "wszystko" da się zjeść co w handlu nazywane jest żywnością, ale to moja prywatna, mocno subiektywna ocena. Reszta kwestia przypraw.
    Zabierałem więc w teren, coś co wytrzyma każdy upał : kotlety i kostkę sojową, aby białka nie brakowało to jeszcze groszek konserwowy, którego zalewa jest doskonałym "kompotem" :-)
    Jakie smażenie? !!! Ugotować (na kostce rosołowej) i ZJESĆ! :-)
    To oczywiście posiłek wieczorny, obiado-kolacja, gdy "klara już tak nie blinduje" :-)
    Zauważono moje menu w towarzystwie i jakaś mało rozgarnięta panienka nazwała mnie WEGETARIANINEM :-(
    Ooo! Uchowaj Panie, abym na tyle zbaraniał !!!
    Tak to jest, jak się MYŚLI i działa systematycznie, używając rozumu i dostosowując menu do warunków :-)
    Do czego zmierzam? Bida była w sklepach i zaopatrzenie liche, ale granulat, kostkę i kotlety sojowe kupiłem "byle gdzie". Przy współczesnym zaopatrzeniu (masz kasę - masz wszystko) nie dostanę TAK granulatu i kostki sojowej :-) Ciekawe, prawda?
    Cóż, nie jest mi owa soja do "szczęścia" potrzebna, ale: lekką jest! Myślę i działam autonomicznie i jeśli ktoś mnie przed "czymś" nie ostrzega, to mam w "D" czyjeś zwyczaje, opinie, standardy etc. :-)
    Co do Margaryny:
    Już i eurogeje ostrzegają i zmniejszają sztuczny tłuszcz w żywności , który jest "WALONY WSZĘDZIE" !
    Alternatywą dla RAKOTWÓRCZEJ margaryny jest "niezdrowy" smalec, który składem jest zbliżony do tłuszczu LUDZKIEGO :-)
    Czy to "smażenie" marchewek, to : duszenie?
    Wiadomo, marchew & tłuszcz = przyswajalny karoten, a "smażenie" po kie licho? Zali aby organizm nic nie dostał?
    Została już tylko przyprawa do Gyrosa.
    Zawsze twierdziłem: Największe "wałki" robi się na mieszaninach (wszelakich) gdzie "z góry" wiadomo, że najwięcej będzie najtańszych składników. ALE są to tzw. "gotowce" które ułatwiają życie.

    Z historii.
    Do noszenia własnoręcznie wykonanej przyprawy zdecydowałem się po lekturze książek Poprzęckiego. Czyli mix pieprz/kminek a później i własne mixtury, przeważnie pikantne. 1 opakowanie, nie 5 i to co zawsze i uniwersalne, za wyjątkiem soli, która zawsze solo :-)

    Co do kosmicznego "żarcia".
    W epoce tow. Edwarda (ziemi kryzysowego autora) jacyś popaprani futuryści kreowali "tabletkę na talerzu" jako posiłek :-)
    Niedouczki ignoranci, nie uwzględniali specyfiki ludzkiego układu pokarmowego. Do dziś pamiętam wiersz "futurystyczny" o mięsku, które jest "plastikiem" ale to nie tu.
    Terozki futer bydzie chodowany we kosmosie :-) chyba na odchodach astronautów (obieg zamknięty), zresztą na ziemi też tak jest. Na krowim nawozie gospodarz i jego rodzina jedzą ziemniaki, na saletrze "idą" do miasta :-)
    Pies

    OdpowiedzUsuń