środa, 6 października 2021

Bułka z "serem" pasztetowym i polska Bawaria

Kotlina Kłodzka, a ściślej rzecz biorąc rejony Międzygórza są określane mianem Polskiej Bawarii. Niewątpliwie wpływ na to ma wyjątkowo niepolska architektura, przypominająca tą z małych alpejskich miasteczek, która znajduje się w urokliwym otoczeniu gór. Co prawda nie tak wysokich jak Alpy, ale jednak. 



Kolejne, nowo powstałe elementy krajobrazu podtrzymują to miano.


Wiadomo, że jak Bawaria, to i góry. Niedaleko znajduje się najwyższy szczyt Sudetów Wschodnich, należący również do Korony Gór Polski - Śnieżnik.

Droga jest bardzo prosta. Od Międzygórza prowadzi tam szlak czerwony i tu mała uwaga. Jak dojdziecie do parkingu to zamiast szlaku wybierzcie trasę alternatywną po prawej stronie rzeki przez las, która w końcu zejdzie się ze szlakiem czerwonym, zamiast czerwonego, który prowadzi leśną drogą, po której co chwila jeżdżą samochody, a jak wiadomo, właścicieli terenowych aut nie powstrzymują znaki zakazu. Jedyne co ich może zatrzymać, to wariat zakładający pułapki :)
Potem do szczytu czerwonym, aż do schroniska, które ma całkiem dobre piwo. Teoretycznie lokalne, ale w praktyce produkcja jego jest zlecana w Nysie. Najbardziej zastanawiająca w schronisku jest pozycja - dania półmięsne :D
Potem przysłowiowym "zielonym do góry". Jako, że trwają prace renowacyjne na szczycie możecie spotkać maszyny budowlane. Kiedy ja to spotkałem na swojej drodze poczułem się jak główna bohaterka filmu Labirynt z 1986 - scena z czyścicielami tunelów :)


Za szczytu podobno jest ładny widok, niestety mi pozostało bujać w obłokach :)


Na samym szczycie była kiedyś kamienna wieża. Obecnie trwa jej renowacja. Właściwie ciężko powiedzieć jak ona będzie później wyglądać, gdyż bardzo często praktyką w Polsce, zwłaszcza w przypadku przetargów na renowacje, jest pokazywanie innego projektu niż ten, który ma się faktycznie plan wykonać :) Póki co wygląda tak.


Do schroniska wracacie tą samą drogą, ale od schroniska, żeby nie było nudno, wymyśliłem powrót trasą niebieską, który niestety okazał się nudny i przewidywalny jak przemówienie prezesa o kondycji firmy. 
Z trasy widać szczyty, na które można się wybrać idąc z Międzygórza w drugą stronę, w tym słynny kościół, który radzę omijać, bo możecie tam oberwać od narwanego proboszcza z paralizatora, a jak złożycie na niego skargę to sam minister oskarży Was o obrazę uczuć :)


Skoro jesteście tak blisko to koniecznie zobaczcie jedno z ładniejszych architektonicznie miast w Polsce - Bystrzycę Kłodzką i jej średniowieczny układ z ciasnymi uliczkami i murami.



Największą atrakcją jest tu muzeum filumenistyczne. Niestety atrakcyjne również dla wczesnoszkolnych wycieczek. Choć oprócz tego,, że głośno było też zabawnie, kiedy pani zapytała po co ogień, a odpowiedź padła - "do palenia na stosie" :)


A także Kłodzko, czyli taka trochę większa wersja powyższego :)
A w nim elementy ludowej propagandy na murach katedry :) Zastanawia mnie dlaczego akurat tam :)

 
A także nieco poważniejszej na sklepie z artykułami katedralnymi :)


Czym byłaby Bawaria bez swojego bajkowego zamku. Wobec powszechnej w owym czasie mody na średniowiecze, tak jak w Neuschwanstein, tak w Kamieniu Ząbkowickim wybudowano zamek, którym miał przypominać stylem te średniowieczne. Ten akurat zbudowała Marianna Orańska, która zasłynęła tym, że mocno uprzemysłowiła region i zbudowała sieć dróg. Ponad to, stwierdziła, że jej mąż, brat cesarza Prus jest dla niej za głupi, a ponad to nie podobały się jej jego zdrady, więc go zostawiła. Jako, że przy okazji stwierdziła, że stajenny jest bardziej wartościowym człowiekiem od brata cesarza, szwagier zabronił jej przebywania w Prusach dłużej niż dzień. Dlatego żeby korzystać z tego pałacu musiała mieszkać na stałe po austrowęgierskiej stronie granicy.


Trochę dalej jest miasto Ząbkowice Śląskie. Miasto miało potencjał, ale poprowadzono przez nie główne drogi i obecnie nie wygląda ładnie, ale ... jest tam lokalny browar oraz z miastem wiąże się ciekawa historia, bo do 1945 roku nazywało się Frankenstein. To właśnie stamtąd Mary Shelley wzięła inspirację do swojej książki. 
Na początku XVII wieku była tam epidemia dżumy. Jako, że grabarz nie nadążał z chowaniem ciał wynajął jedyne osoby, które chciały się nająć czyli bandę oprychów, do pomocy. Często był tu dobry interes, bo w przypadku śmierci całej rodziny dzielili się majątkiem. W każdym razie zostali oskarżeni, że podkładają za pomocą specjalnej pomady bakterie dżumy, żeby było więcej ofiar i po pokazowym procesie, w równie pokazowy sposób zostali spaleni, a nawet nie tyle spaleni co upieczeni. 
Przez ponad 100 lat historia tak ewoluowała, że w wersji, która dotarła do Shelley, pomocnicy zostali oskarżeni o sprzedawanie komuś kawałków ciał. Tak też powstała książka. Jest temu poświęcone małe muzeum. Lekko kiczowate, ale dla celów edukacyjnych warto.


Koniecznie wybierzcie się na Góry Stołowe, czyli przy stosunkowo niewielkim wysiłku będziecie mieli okazję zwiedzić mocno skaliste formy. Oczywiście możecie iść na flagowce, czyli Błędne Skały, albo Szczeliniec, ale tam idzie każdy :) 
Polecam Wam trasę, która wydaje się krótka, ale spędzicie tam sporo czasu i będziecie mieli te same atrakcje co na wyżej wspomnianych, za to za darmo. Chodzi o Narożnik. Potem polecam podejść kawałek do Fortu Karola - zaznaczony kółkiem.
Jak wolicie chodzić niż podziwiać, to trasę możecie poszerzyć o torfowiska.


Z nim się oczywiście wiąże bardzo przykra historia, gdzie para studentów została brutalnie zamordowana. Po latach kiedy odkryto, że broń, z której dokonano morderstwa to unikatowa broń jednostek SS, podejrzenie padło na neonazistów, którzy urządzali tam obozy survivalowe, tym bardziej, że data tez nie była z przypadku. Agencji rozpracowujący te grupy mówią jednak, że nie było tam takich twardzieli. Jak jest naprawdę, tego się nie dowiemy, w każdym razie ta wersja przeszła do oficjalnej wiadomości na tyle, że sami wyżej wspomniani też tak uważają i traktują to miejsce za swoistą mekkę :)


Natomiast sam masyw to świetne miejsce na piknik i warto takowy właśnie tam zrobić, a miejsc macie pod dostatkiem.  


Powrót z początku wydaje się nudny, ale potem wbijamy się w różne formy skalne i przewidziane pomiędzy nimi ścieżki edukacyjne, czyli to co mielibyśmy gdzie indziej ale płacąc za bilet i w większym tłoku.


Natomiast największą atrakcją Międzygórza jest ogromny Wodospad Wilczki, z bardzo malowniczą infrastrukturą dookoła. Bardzo widowiskowe nocą. Teraz wodospad ma 22 m, a przed wielką powodzią miał 30 :) Okazało się, że próg wodospadu był wykonany przez człowieka.

 
I ogłoszenie na nieczynnej toalecie, które skradło moje serce. W skrócie - "sikaj w krzakach, tylko nie tam, gdzie kto inny" :)


Danie, które przygotowałem wzoruje się na kuchni bawarskiej. Pamiętacie spór o to czy parówki wegetariańskie można nazywać parówkami? Podbijam stawkę. Co powiecie o leberkase, czyli ser z wątroby ?:) Tak konserwatywni Bawarczycy nazywają zapiekany pasztet, którego gruby plaster zjadają pomiędzy połówkami, oczywiście, kajzerki :) Nie mam 
Miałem do wyboru, zrobić jakiś pasztet w foremce i go pokroić, albo wyjąć pasztet z opakowania, uformować w kwadratowy kształt i upiec. Wybrałem to drugie :)

Składniki:
- jakiś pasztet
- jakaś bułka



Wykonanie:
Pasztet kładziemy na blachę i formujemy w kwadratowy kształt. Zapiekamy w nagrzanym do 180 stopni Celsjusza piekarniku i wkładamy między dwie połówki bułki.

Bawaria słynie z kościołów, tak więc takowych też jest tam sporo, ale znalazłem w okolicach jednego z nich taką ciekawostkę :)




2 komentarze: