niedziela, 28 kwietnia 2019

Soylent green

Niedziele mają to do siebie, że w strefie kulturowej, w której się znajdujemy zasadniczo nie pracujemy. Piszę zasadniczo, bo są zawody, które pracują, ba, gdyby nie pracowały to naraziłyby się na gniew społeczeństwa :) A jak społeczeństwo potrafi wyrażać swój gniew na tych, którym przyjdzie do głowy, żeby nie pracować, to doskonale wiemy :) W każdym razie coś w tą niedzielę trzeba robić. Do pewnego momentu można było się wybrać na spacer do galerii, bynajmniej nie takiej, w której są obrazy, na rodzinny spacer. Za sprawą ustawodawcy, plan się trochę posypał i obecnie trzeba wymyślić inne formy aktywności bądź nieaktywności. Ja co prawda fanem galerii nie jestem i wolałem sobie pójść do lasu, ale niedziela dla mnie jest takim leniwym dniem, podczas którego oglądam filmy. 
Jednym z ciekawszych filmów, które traktują o jedzeniu jest Soylent Green. Wizja przyszłości, gdzie zabrakło jedzenia, czyli nie jakaś w cale odstrzelona od rzeczywistości. Firma Soylent, której nazwa powstała z połączenia angielskich słów Soy (soja) i Lentil (soczewica) produkuje trzy rodzaje pożywienia w postaci sprasowanych bloczków koloru czerwonego, żółtego i tytułowego zielonego. Uważny czytelnik powinien skojarzyć kolory z powieścią Janusza Zajdla Limes inferior. Cała fabuła kręci się w okół policjanta, który prowadzi dochodzenie i powoli odkrywa proces tworzenia tytułowej zielonej pożywki.
Postanowiłem przygotować coś podobnego, używając oficjalnego składnika firmy Soylent, czyli zielonej soczewicy.

Składniki:
- zielona soczewica
- groszek konserwowy
- ziemniaki


Wykonanie:
Ziemniaki trzemy na drobnej tarce.
Soczewicę gotujemy i miksujemy z groszkiem. Dodajemy ziemniaków tyle, żeby ich ilość nie przekroczyła 1/3 całej objętości, gdyż chodzi tylko o to, żeby związały masę. Wykładamy wszystko do gofrownicy i pieczemy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz