Przy okazji tego, że tegoroczny urlop przypadł w Normandii, nie możnabyło nie skorzystać z okazji i należało odwiedzić Paryż, skoro był tak blisko. Jeśli chodzi o jazdę autem, to wystarczyło mi, że przejechałem się po jego obwodnicy, dlatego skorzystałem z pociągu jako lepszego środka transportu. Poza tym, parkowanie dla osoby nie posiadającej karty rezydenta jest ograniczone do 2 h. Podczas pierwszej wizyty w Paryżu bardzo się rozczarowałem, głównie jeśli chodzi o mentalność ludzi, gdyż jest to bardzo zestresowane i pędzące miasto. Odkąd nie udało się z niego zrobić światowej stolicy sztuki, nawet artyści przystosowali się do nowych warunków. Teraz, jadąc z innym nastawieniem, postanowiłem hołdować zasadzie, że każdy znajdzie w nim coś dla siebie. Przedstawię Wam moją subiektywną listę miejsc dalekich od tych, które znajdziecie w folderach reklamowych, gdyż po pierwsze - ile można, a po drugie są darmowe, a to w końcu blog kryzysowy :) Przyznaję, chciałem odwiedzić Musée d’Orsay, głównie dla jednego obrazu :), ale ostatecznie szkoda było marnować czasu w gigantycznych kolejkach, które pozwalają wyciągnąć wnioski, co dzieje się w środku.
Jako, że to blog kulinarny dostaniecie też ciekawy przepis, typowy dla tej części świata :)
Pierwszy przystanek - Park Buttes Chaumont. Moim skromnym zdaniem jest to najlepszy park w Paryżu. Mamy tam wodę, góry i w ogóle wszystko wygląda jak z przygodowego filmu. Skały, wiszący most nad wodą, tunele w górze i papugi. Tak, papugi. Pierwszy raz jak zobaczyłem taka na drzewie, myślałem, że komuś uciekła, ale jak już widziałem takich więcej, zorientowałem się, że tam mieszkają.
Przystanki metra, ze względu na swoją specyfikę, zostały już docenione przez pisarza Dymitra Gluchowskiego. Można było zachwycić się już samymi wejściami.
Ciekawymi nazwami :)
Natomiast niektóre to po prostu prawdziwe dzieła sztuki, tak jak tu na Arts et Métiers, cała stacja to wnętrze łodzi podwodnej inspirowane twórczością Juliusa Verne.
Moją ulubioną dzielnicą jest Montmartre. Głównie jeśli chodzi o jej historię. Niegdyś mieszkali tam wszyscy artyści i inny ciekawy element, bo były tam najtańsze mieszkania. Obecnie trochę się tam zmieniło :) Najlepiej zacząć od słynnego, za sprawą serialu o polskim super szpiegu, placu Pigall. W tej okolicy nawet sklepy zabawkowe wyglądają magicznie :)
To tu narodziły się kabarety. Przy czym Moi Państwo, kabaret to nie była ekipa gości, która zabawiała publiczność śmiesznymi lub mniej żartami. Kabaret to w skrócie było połączenie knajpy i teatru. Taka rozrywka dla szerszej publiczności, gdzie chodziło się w celach rozrywkowych, a nie po to żeby się pokazać w towarzystwie. Publiczność była jaka była :) Właściciel pierwszego kabaretu Le Chat Noir, miejsca tak kultowego, że doczekało się wielu kopii, w tym tej najsłynniejszej tutaj parę domów dalej, został kiedyś raniony nożem przez klienta. Moim zdaniem to miejsce zasługuje na większą uwagę niż to z wiatrakiem :) Może niekoniecznie, żeby tam iść, ale warto sobie przyswoić historię.
Francuski reżyser Guy Debord zaleca zwiedzanie Paryża (i nie tylko) dryfując, tzn. podążać w kierunkach, które wyznaczają nam tylko nasze zmysły. Tak też postanowiłem zrobić, było dużo łatwiej z piwem w ręku :) Między innymi łatwiej, bo idąc pewnie w określonym kierunku miałem spokój na dole wzgórza, gdzie miejscowi obskakują turystów niczym kraby ranną mewę wciskając im co się tylko da (tu dobra rada - w Paryżu nie dajecie się wciągać w rozmowy i przede wszystkim NIC od nikogo nie bierzecie), a po drugie, już na górze kelnerzy widząc kogoś takiego, też zostawiali mnie w spokoju i nie nagabywali do restauracji :)
Dzięki temu mogłem w spokoju pospacerować tymi wąskimi uliczkami jak ci uzbrojeni po zęby żołnierze przede mną :)
Mijając stare naleśnikarnie, które bardzo mnie inspirowały od strony kulinarnej.
Piwo można dopić pod schodami Bazyliki Sacre Coeur, która została wybudowana na złość ludziom oddających się bezeceństwom w dzielnicy poniżej. Z tego powodu bojkotowana przez wielu Francuzów :) Co innego schody tuż przed nią. Tam się pije, gra na instrumentach, a jak się nie umie, to słucha tych co potrafią i podziwia widoki. Wieży Eiffla nie widać, bo drzewa zasłaniają :)
Niedaleko jest też kawiarnia, w której pracowała filmowa Amelia. Happy hours są od 19 :) Starajcie się nie używać określenia Caffe Americano, bo od czasu wojny, na którą Francuzi nie chcieli jechać, a po której przyszło im sprzątać nie jest to mile widziane. Zamiast tego mówcie Cafe Long :) Prawie to samo ;)
Paryż daje nam możliwość budżetowej wycieczki do Nowego Jorku za sprawą kopii statuy wolności. Jest wiele kopii na świecie, ale ta jest najlepsza, bo zbudowana przez tą samą osobę.
Po drodze ciekawy park na tarasie z pomnikiem ofiar zbrodni przeciwko ludzkości.
Bardzo chciałem zobaczyć kultowe kino Pagoda, które wygląda jak szkoła kung-fu z filmów kręconych w latach 70-tych, ale jest już zamknięte na stałe. Taki los małych kin :(
W okolicy placu Republiki możecie sobie pójść nad ładny kanał posiedzieć, albo puszczać "kaczki" ;)
A także podziwiać kunszt cukierniczych rzemieślników.
Fani twórczości Le Corbusiera, do których ja się zaliczam, będą bardzo zadowoleni. Zresztą nic dziwnego, bo to jego miasto. Takich użytkowych budynków jak ten, spełniających jego zasady, będących maszyną, w której płynie życie, z kinem na parterze, jest mnóstwo.
Większość osób wybiera cmentarz Père-Lachaise. Największą popularnością, co widać z daleka, cieszy się grób Jima Morrisona, którego zresztą i tak w nim nie ma :) Z całym szacunkiem, ale Roland Topor, leżący na oddalonym od niego cmentarzu Montparnasse biję go na głowę.
W Paryżu niewiele rzeczy jest za darmo, nawet za większość toalet trzeba płacić. Za darmo jest woda pitna. Jedyna co musicie to odnaleźć charakterystyczne źródełka. Jakby co, to niedaleko była też darmowa toaleta :)
Obiecałem przepis. Jest to połączenie najpopularniejszego francuskiego fast foodu - naleśników - podany w specyficzny dla francuzów sposób z jeszcze bardziej specyficznym nadzieniem, o którym usłyszałem dopiero tutaj i bardzo przypadło mi do gustu. Pieczarki to bardzo istotny element kryzysowej kuchni francuskiej, bo rosną wszędzie.
Składniki:
- mąka
- woda
- pieczarki
- cytryna
- natka pietruszki
- olej
Z mąki i wody robimy lejące się ciasto, z którego smażymy naleśniki.
Pieczarki kroimy w plasterki i nie smażymy ! :), dodajemy do nich soku z cytryny, poszatkowanej natki z pietruszki i trochę oleju. Nakładamy farsz na naleśnik i składamy jak na obrazku.
No dobra, żeby nie było, że pojechał do Paryża, a nie zrobił zdjęcia Wieży Eiffla. Macie tu jedno, z za płotu, którym jest obecnie otoczona :) Teraz musicie stać w kolejce już nie tylko żeby na nią wejść, ale też żeby do niej podejść. Podobno nauczyli się od nas jak budować takie płoty kiedy zobaczyli zbliżoną wizualnie radiostację w Gliwicach :)
Jak dawno nie byłam w Paryżu.. jej, musiało być super!
OdpowiedzUsuńFajne fotki :)
OdpowiedzUsuńA dziękuję :)
UsuńAle ciekawie opowiadasz, fajnie się czyta. Gratuluję ciekawego bloga!
OdpowiedzUsuńDzięki za słowa uznania i również gratuluję. Przejrzałem to i owo :)
Usuń