czwartek, 9 września 2010

Fuczki

Danie prosto z Bieszczad. Nie było mnie jakiś czas, ale każdemu należy się urlop. Mój spędziłem w "worku". O Bieszczadach można wiele opowiadać. Ja jednak skupię się tu na stronie kulinarnej. Bardzo widoczny jest tam wpływ ludności węgierskiej, która przybyła na te tereny. Jak coś było "po bieszczadzku" to było przyrządzane jak "po węgiersku". Sos z dużą ilością papryki. Oczywiście trzeba było jakoś dojechać więc podróż kulinarna rozpoczęła się za Kielcami na trasie 73 chyba :). BAR PORT po lewej stronie. Jak ktoś lubi obsługę rodem z filmów Barei to niech wpada. Tyle, że przestaje to być śmieszne kiedy sami jesteśmy w takiej sytuacji :) No i drobna różnica, bo tu nie mieliśmy do czynienia z olewactwem, a bezczelnym wyrachowaniem.
Po przyjeździe oczywiście trzeba próbować wszystkiego co regionalne, bo nie po to człowiek jedzie tyle kilometrów żeby jeść to co u mamy. Niestety knajpa reklamująca się w całym Polańczyku, jako serwująca takowe miała ich sporo, ale tylko w menu :) Zadowoliłem się następną w kolejności, która nie miała tak bogatego asortymentu, ale nie żałowałem. Ustrzyki, tam na wyróżnienie zasługują dwa bary. "Bar Ewa" i ciekawy schab po ustrzycku. Po ustrzycku = po bieszczadzku = po węgiersku :), ale ciekawostka, bo ten był z niespodzianką w środku. "Niedźwiadek", to już legenda. Na uwagę zasługuje ilość jedzenia jaką się dostaje. Nie miałem już miejsca na deser i cieszyłem się, że nie zamówiłem zupy. Na drodze pomiędzy Dolnymi , a Górnymi było kilka knajp ogłaszających się z regionalnym jedzeniem, ale w jednej w szyldzie z Rysiem były tylko dwa dania w tym jedno to frytki posypane papryką :)  W Sanoku gdzie szukać kuchni regionalnej jak nie przy skansenie. Przed mostem koło czołgu wielki napis "kuchnia regionalna" i dopisek "fish and chips" :) Głownie pizza i ryby (morskie), ale było kilka ciekawych pozycji w tym jedna rzecz, której nazwy nie pamiętam. Mimo wszystko jak na dwa placki fi 80 z kaszy gryczanej w barze 12 zł to dość sporo, no ale liczą się też zdobyte doświadczenia :) Mieli też w asortymencie danie które właśnie tu przedstawiam. Ogólnie wyjazd pod tym kątem udany zwłaszcza, że potem zahaczyłem o Ukrainę. Tam było jeszcze ciekawiej, a i tak nie wykorzystałem pełni możliwości, bo miałem problem z literami :) To mój najdłuższy post tutaj i raczej nie sadzę żebym szybko powtórzył ten wyczyn :)

Składniki:
 - jajko
 - mąka
 - mleko
 - kapusta kiszona

Wykonanie:
Kapustę odsączamy, a z pozostałych składników robimy gęste ciasto. Wrzucamy do niego kapustę i smażymy w formie placków na patelni.

Kulinarne podróże

noclegi

8 komentarzy:

  1. o to cos ciekawego... takich placuszkow to nigdy nie jadlam, ale sprobuje jak to smakuje

    OdpowiedzUsuń
  2. mieszkam w Bieszczadach od urodzenia, a o takiej potrawie nie słyszałam nigdy :) w każdym bądź razie wygląda apetycznie :) będąc niedaleko Słupska jadłam coś podobnego tylko bez ciasta, a z samym jajkiem i bułką tartą :)

    OdpowiedzUsuń
  3. bardzo intrygujący przepis
    musze sprobować

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo bardzo smaczne! Im więcej pieprzu, soli i papryki tym lepsze - nie trzeba się bać tylko sypnąć tak od serca. Robiłam już 2 razy w ciągu tygdnia, to o czymś świadczy :) Bardzo dziękuję za genialny przepis.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja bym jeszcze dołożyła kminek

      Usuń
  5. Myślę, że podziękowania należą się Ukraińcom :)

    OdpowiedzUsuń
  6. kurcze, a jak dodam jeszcze pieczarki, to wyjda mi krokiety w 5 minut a nie zabawa na 2 godziny i sprzatanina na nastepne 2 - zaraz wyprobuje przepis, bo jest ciekawy ;-))

    OdpowiedzUsuń
  7. Robiłam w poniedziałek- bardzo smaczne. Mąż zajadał się jakby to było nie wiadomo co:).

    OdpowiedzUsuń