W cale nie chodzi mi o hybrydę psa z podziemnym gryzoniem. Mowa tutaj o parówce zamkniętej w gofrze. Zamkniętej tak dobrze, że nam nie ucieknie, dzięki czemu idealnie nadaje się na podróż. Prawie tak dobrze jak Lembasy, przy czym mamy pewność, że nie osiedlimy przez to Legolasa :)
W związku z tym, że zasadniczo nie ma w swoim składzie związków siarki, to dla współtowarzyszy podróży znajdujących się z nami w jednym przedziale kolejowym, jest to dużo mniej uciążliwe niż jajka. No i mniej z nimi roboty, bo nic nie zostaje.
Możemy to przewozić niemal w każdych warunkach i zawsze będzie miało prawie tą samą postać. A jaki lans :)
Składniki:
- mąka
- woda
- jakieś parówki
Wykonanie:
Z mąki i wody robimy gęste, lekko lejące się ciasto. Parówkę wkładamy do gofrownicy, zalewamy ciastem i pieczemy.
Geniusz :)
OdpowiedzUsuńOj, przesada. W Ameryce często nadużywają gofrownicy, także nie wymyśliłem nic nowego :) Ale dziękuję :)
OdpowiedzUsuń