środa, 12 stycznia 2022

Naleśniki z wielkiego kryzysu, czyli co zrobić jeśli olej jest drogi

Zanim przedstawię Wam genezę dania, to może tytułem wstępu - dlaczego olej rzepakowy jest drogi?
Zaczniemy od kwestii, w której większość użytkowników portali społecznościowych ogłosiło się ekspertami, a w praktyce nawet nie zerknęli do Rekowskiego, że o Beggu nie wspomnę, czyli ekonomii :)
W ekonomii wyróżniamy trzy główne sposoby wyznaczania ceny w przedsiębiorstwie. Nie mylić ze strategiami cenowymi, bo to zupełnie co innego!
  1. Orientacja na koszty
  2. Orientacja na popyt
  3. Orientacja na ceny konkurencji
Z tymi trzema wiąże się bardzo ciekawa anegdota z mojego okresu akademickiego, ale to kiedyś może opowiem :) W każdym razie, wracając do oleju.

Ad. 1. W skrócie chodzi o to, że cena to poniesiony całkowity koszt produkcji plus odpowiednia marża. Jeśli koszty wzrastają, cena też rośnie. Z uwagi na to, że wszystko, a zwłaszcza koszty energii rosną cena będzie rosła. Nie zawsze w stosunku 1:1, bo taka energia jest wykorzystywana do wielu innych rzeczy w przedsiębiorstwie i dlatego oblicza się to proporcjonalnie, ale rośnie.
Ad. 2. W skrócie - im bardziej ludzie czegoś chcą, tym drożej można to sprzedać. Oczywiście ekonomia jest nauką społeczną i nie znaczy to w cale, że to zawsze działa tak samo i jest to jedyny warunek, podobnie jak niska cena nie powoduje, że nagle zaczniemy czegoś dużo kupować, ale jest to bardzo ważny składnik. On gra kluczową rolę w cenie oleju. W Polsce mieliśmy bardzo dobre zbiory rzepaku, zupełnie inaczej niż w innych częściach świata. Skoro gdzie indziej polscy producenci mogli za ten sam olej zarobić więcej, to nie widzą powodu, dla którego mieliby z tego nie skorzystać. Bardziej opłacalne dla nich będzie sprzedanie go po wyższej cenie, którą mogą otrzymać, a gdzie sprzedadzą, to już ich kompletnie nie interesuje.
Ad. 3. Tu w skrócie chodzi o to, że bez sensu sprzedawać coś taniej, skoro generalnie na rynku wszyscy kupują to po wyższej cenie i ta cena jest ugruntowana i sprawdzona.
Trochę powiązane z tym, o czym wspomniałem wyżej.
Tu sytuacja z konkurencją nie jest taka ważna, natomiast jest ściśle powiązana z dobrem, dla którego to olej jest konkurencją - olejem napędowym. Mianowicie chodzi o to, że część kierowców, z powodów ekonomicznych, rzadziej ekologicznych leje olej rzepakowy zamiast paliwa do silnika Diesla. Problem jest o tyle, że przez to państwo nie zarabia pieniędzy, na podatkach, którymi obłożone jest paliwo. Aby tak się nie działo, kiedy rośnie cena paliwa, cena oleju rzepakowego również rośnie, ale w stopniu znacznie większym niż wynikałby udział tego paliwa w kosztach produkcji.

Skoro nie olej to co? W historii były różne patenty od oleju silnikowego używanego podczas oblężenia Leningradu, po tran, który podczas okupacji nie był objęty reglamentacją. Oba mało apetyczne, nawet jeśli ten drugi jest jadalny. Przeglądając wspomnienia ludzi z czasów Wielkiego Kryzysu w latach dwudziestych i trzydziestych XX wieku natknąłem się na naleśniki smażone na wodzie. Znalazłem nawet jakiś esej, w którym dziewczyna mówiła, że nazywano je litewskimi naleśnikami i takie jej babcia z Litwy robiła, ale to był ślepy trop. No dobra, to nie jest do końca smażenie, bo smażenie odbywa się w temperaturze wyższej niż 100 stopni Celsjusza, a zasadniczo wodę da się podgrzać wyżej żeby nie wrzała, ale nie w takich warunkach. Więc to jest takie jakby smażenie :) pamiętajmy też, że to przepis z USA, więc to będą takie grubsze naleśniki pancakes i raczej nie zrobicie francuskich creppes.

Składniki:

- woda
- mąka


Wykonanie:

Z wody i mąki robimy ciasto. O ile w cienkich naleśnikach chodzi o to, żeby ciasto było jak najbardziej wodniste się da, o tyle tu musi być w miarę gęste. Tak, żeby się swobodnie lało, ale w miarę gęste.
Na patelnie lejemy trochę wody. Nie chodzi o to, żeby tej wody było dużo i żeby ciasto nam pływało. Chodzi raczej o to, żeby utworzyło się coś na kształt poduszki parowej. Doprowadzamy wodę do wrzenia, lejemy ciasto i czekamy aż się zetnie. Najlepiej jak jeszcze przykryjemy, będzie wydajniej. Naleśniki wyjdą blade, więc wszyscy fani księżycowych naleśników z kraterami będą zawiedzeni, ale w smaku są naprawdę dobre.

5 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawy wstep ekonomiczny. Poprosze tą anegdote, a ja zabieram się za "smażenie". Oczywiście że muszę to sprawdzić od razu, a że akurat pora śniadania to idealnie się składa. Dobrego dnia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na studiach (obecnie Zachodniopomorski Uniwersytet Technologiczny powstały po połączeniu Akademii Rolniczej i Politechniki) mieliśmy przedmiot "Historia myśli ekonomicznej". Większość wykładowców gardziła studentami uważając większość ich za leniów i cwaniaczków (poniekąd słusznie), ale zasadniczo profesjonalnie to ukrywali, bo taka była ich praca. Część, jak wykładowca tego przedmiotu pozwalała sobie na komentarze typu: "Co zrobili naziści? Mieli dużo bezrobotnych to zagonili ich do budowania dróg. Podobnie jest z wami. Rząd sobie wymyślił, że zamiast pić wino pod sklepem da wam 5 lat dłużej edukacji, a połowa z was się tu w ogóle nie nadaje".
      Pewnego dnia mówi "Najlepsi studenci to ci ze średnią około 4. Ci co mają 3 to się tylko ślizgają, a ci co mają 5 to często na to nie zasługują, ale przychodzą mi dupę truć żebym im ocenę podniósł, bo im do stypendium brakuje. Podobnie tu na sali. Lizusy w pierwszych rzędach, a głupki w ostatnich. Oni nawet nie wiedzą co się dzieje. Na przykład TY" tu wskazał na mnie "Jakie są sposoby wyznaczania ceny?" Odpowiedziałem prawidłowo. Nastała dłuższa cisza, a po niej wykładowca dodał "Siedzi w ostatnim rzędzie, a niegłupi".
      Żeby było zabawniej, sala wykładowa to nie była taka teatralna aula znana ze starych uczelni, tylko długa sala. Wynikało to z faktu, że budynek został przejęty po byłej jednostce wojskowej. Podzielona była na dwie części, bo po środku były drugie drzwi. Zawsze siadałem w pierwszych rzędach drugiej części blisko drugiego ekranu. Czyli w środku. Nie dlatego, że miałem średnią około 4, choć miałem, tylko dlatego, że to było dobre miejsce koło ekranu :) Tego dnia usiadłem z tyłu, bo się trochę spóźniłem :)

      Usuń
  2. Hahaha, wiadomo, jest trochę prawdy w tym co mówił tenże wykładowca, ale zagięty został pierwszorzednie.

    Na moich studiach - grafika komputerowa - bardzo flustrowało mnie jak wielu studentów było na kierunku właściwie z przypadku. Też śmieszna historia: mieliśmy przedmiot o kreowaniu przestrzeni. W całym semestrze odbyły się dwa zajęcia: jedne, na których profesor zadał zadanie zaliczeniowe oraz ostatnie, na których wystawiał oceny. Zadanie polegało na zaproponowaniu przebudowy naszej uczelni. Podeszłam do zadania ambitnie (jak do większości rzeczy w życiu). Nauczyłam się obsługi programu do grafiki 3d. Wymodelowałam budynek i wprowadziłam (moim zdaniem) genialne zmiany. Ledwie wyrobiłam się na koniec semestru. Gdy przyszedł czas na ocenę osoby przede mną pokazywały kiepskie zdjęcia uczelni z kolorowymi plamami na elewacji.. wszyscy dostaliśmy 5, ale wiedza przydaje mi się w pracy do dziś:)

    Naleśniki wyszły super. Wybrałam opcje wytrawna dodajac do nich okrase i sadzone jajka. Na boku sałatka z rukoli i pomidorków w sosie z octu balsamicznego. Ożeniłam więc kryzys z dobrobytem:) dzieki za inspiracje!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma sprawy. Polecam się na przyszłość :) Miałem podobnie z tego samego przedmiotu, ale na ćwiczeniach. Prowadząca dała zadanie, żeby przygotować coś o jakimś myślicielu ekonomiście. Wszyscy przynieśli to samo, jakąś ogólnie fruwającą kserówkę, a ja akurat byłem podjarany alternatywnymi teoriami ekonomicznymi i przyniosłem o Silvio Gesselu i jego teorii "rdzewiejącego" pieniądza. Wszyscy dostali zaliczenie, ale moją pracę prowadząca zabrała do siebie :) Idę o zakład, że sama go nie znała :)

      Usuń