czwartek, 8 lipca 2021

Burger po filipińsku

Fusion to taki trend w kuchni, w którym łączymy ze sobą dania z różnych części świata, a nawet z różnych epok, przy czym na potrzeby tego wpisu skupimy się tylko na tych różnych częściach świata.
Jak to się technicznie dzieje?

  1. Ktoś jedzie za granicę własnego kraju i tam poznaje regionalną kuchnię, którą następnie wdraża w miejscu swojego zamieszkania. czasem kucharze jeżdżą nie tyle po same potrawy, co podpatrzeć sposób ich przyrządzenia i podawania. Skutki podróży zagranicznych mogą być naprawdę zaskakujące. Dla przykładu, znany pisarz Lovecraft, z zasady gardził innymi kulturami, do czasu swojej pierwszej podróży.
  2. Ktoś z zagranicy przyjeżdża do nas. Przy czym mogą przyjechać w dwóch trybach:
  • agresywnym - okupacja. Zazwyczaj stacjonujące wojska, z perspektywy silniejszego wprowadzają swoje zwyczaje kulinarne. Na własnym przykładzie możemy podać dania kuchni zaborców, które obecnie określamy jako polskie - np. kotlet schabowy, czy pierogi.
  • pokojowym - globalizacja ma to do siebie, że co prawda, w przeciwieństwie do kapitału i towarów, przepływ ludzki jest jednak ograniczony, ale zasadniczo ludzie migrują w pewnym stopniu. Migrując przywożą swoje zwyczaje kulinarne, odpowiednio dostosowane do kuchni lokalnej np. kebaby i budki z "chińskim" jedzeniem - mięso i/lub warzywa w sosie, ryż i Kolesław.
O pokojowej migracji właśnie będzie tu mowa. Jest taki kraj Filipiny. Kraj zasłynął tym, że migracja zarobkowa jest tam istotną częścią gospodarki. Reasumując, najemni pracownicy z Filipin są prawie wszędzie. Przed wstąpieniem do UE prognozowano, że Polska będzie takimi lokalnymi Filipinami, z uwagi na podobne warunki gospodarcze jak i chęć do pracy. W połowie 2004 roku ten scenariusz zaczął się realizować, aż rynki pracy, które zasililiśmy stwierdziły, że przyjadą do Polski. Kilka czynników się na to złożyło - byliśmy blisko, mamy stabilne prawo, mamy niższe pensje i wyższe normy, a do tego jesteśmy tak pracowici, że chcemy pracować więcej niż nasi zachodni sąsiedzi, no i sprzyjająca polityka zagraniczna. Tak więc zamiast realizować wariant filipiński zrealizowaliśmy raczej kierunek Bangladesz, a marzenia o ekspansywnej marce rozpoznawalnej na całym świecie legły w gruzach. 
Filipiny taką markę wypracowały. Otworzyli sieć fastfoodów, w której nauczeni doświadczeniem azjatyckich kucharzy podczas konfliktu w Wietnamie, gdzie amerykańskie wojska chciały jeść tylko hot-dogi, w związku z czym podawano im je z ryżej i ketchupem, wprowadzili fusion pełną gębą. Z jednej strony azjatycki ryż, a z drugiej typowo fastfoodowy burger. Wszystko polane sosem jak niedzielny obiad. Ziemniaki jako delikatny dodatek, a nie główny zapychacz.

Składniki:
- ryż
- ziemniaki
- jakiś tani burger - nie mylić z hamburgerem, który musi być wołowy - może być z warzyw, może być z odpadków mięsa jak w dyskontach, grunt, żeby nie był to burger dobrej jakości
- pieczarki
- mąka


Wykonanie:
Ryż gotujemy, upychamy do jakiejś miseczki, którą odwracamy na talerzu. Coś jakbyśmy robili babkę z piasku, ale z ryżu.
To samo robimy z ugotowanymi, ugniecionymi ziemniakami, ale miseczka ma być mniejsza.
Burger podgrzewamy wg instrukcji na opakowaniu.
Pieczarki kroimy w plasterki, podsmażamy, zasypujemy lekko mąką, zasmażamy i dolewamy wody, cały czas mieszając, aż do uzyskania odpowiedniej konsystencji. Jak patrzyłem na oryginał, to mój sos jest, na przykład, za gęsty :) Polewamy sosem burgera i ziemniaki. Ale nie ryż! 

1 komentarz:

  1. Niezależnie od tego, czy wybieram klasyczną kompozycję czy eksperymentuję z nietypowymi dodatkami, pyszny burger zawsze potrafi zaspokoić moje smakowe pragnienia. To taki mały kawałek nieba na talerzu!

    OdpowiedzUsuń