Korzystając z okazji wywołanej promocją Szalona Środa postanowiłem zmienić swoje plany wakacyjne i wybrałem się w miejsce, do którego, szczerze mówiąc, nigdy nie planowałem się wybrać. Do stolicy Chin, Pekinu.
Latają tam bezpośrednie połączenia z Warszawy, trochę okrężną drogą przez Rumunię z powodu wojny.
W ramach tak długiego lotu przysługują Wam dwa posiłki i napoje, Gorące i zimne. Przy czym nie ma jak w niemieckich liniach, że można wybrać tylko jedną rzecz, tu po nalaniu pierwszej, otrzymujemy pytanie "Czy coś jeszcze?". Trasę umila nam personalny wyświetlacz, na którym możemy odtworzyć filmy, których jest pokaźna biblioteka, a także pograć w gry.
Ogólnie sam Pekin to bardzo nudne i monotonne miasto o czym świadczy zerowa ilość wpisów w moim ulubionym turystycznym serwisie "Atlas Obscura". Co nie znaczy, że dla kogoś, kto jest tam pierwszy raz, nie ma rzeczy egzotycznych. Już same handlowe ulice, które kipią tandetą, za to świetnie wychodzą na zdjęciach :)
Minusem tych ulic są skutery elektryczne, które są tam na takich prawach jak u nas hulajnogi. Są wszędzie. Po prostu trąbią i wjeżdżają w tłum. Nie wiem o co chodzi, ale światła też ich nie obowiązują i wbijają się pomiędzy przechodzącymi pieszymi. Wiem natomiast, że są mocno przekonani o sile swojej pozycji do tego stopnia, że kiedy ktoś im przeszkadza w trasie, może dojść do rękoczynów, do których w Chinach musi dochodzić często, bo każdy lokal ma na wyposażeniu tarczę policyjną i chwytak do ludzi.
Centralnym miejscem Pekinu jest plac Niebiańskiego Spokoju, czyli miejsce, w którym w 1989 roku oficjalnie nic się nie wydarzyło. Tzn. nic poza promowanym również przez Chińczyków obrazem człowieka, który stoi przed czołgiem. Zachód zrobił Chińczykom przysługę tym zdjęciem, bo wzmocnione przez samych zainteresowanych pozwoliło odwrócić uwagę od krwawo stłumionych protestów kilkaset metrów dalej.
W każdym razie, na plac nie da się tak po prostu wejść. Należy ogarnąć sobie imienny bilet. W ogóle na terenie wokół placu musicie się przygotować na częstsze kontrole dokumentów. Mi się udało zobaczyć plac tylko z tej odległości.
Znacznie łatwiej jest się dostać do Parku Beihai. W mojej ocenie najlepszego parku w Pekinie. Wstęp płatny, ale warto. W ramach niego macie wiele atrakcji jak świątynie, kompleksy budowli i ogrodów.
Moim zdaniem najciekawszą była Miaoxiangting.
Dalej jest Xitian Fanjing.
W historycznych miejscach w weekendy można spotkać, głównie młode Chinki, w strojach Hanfu, czyli inspirowanych strojami historycznymi, wraz z towarzyszącymi im fotografami. Panuje moda wśród Chińczyków na paradowanie w tych strojach i uwiecznianie tych momentów w mediach społecznościowych. Dynastia, na której są wzorowane zależy od regionu. W Pekinie rządzi Qing i Ming.
Centralnym miejscem parku jest wyspa i Biała Wieża. Można tam dojść przez most, albo skorzystać z wodnej taksówki.
Wieża, jak na wieżę przystało, jest wysoka, dlatego trochę trzeba się postarać, żeby się wdrapać.
Kolejny ciekawy park z jeziorem i stanowiskami do obserwacji ptaków to park przy pałacu Letnim.
Znajduje się tam budynek w kształcie parowca.
Główną atrakcją, za którą musicie dodatkowo zapłacić (wstęp do parku też jest płatny), jest pałac letni i trzeba przyznać, że rozciąga się z niego piękny widok.
Natomiast tylko widok, bo nie można wejść do środka. W mojej ocenie wdrapywanie się tam jest bezcelowe, zwłaszcza, jeśli to Wasz kolejny budynek.
Znacznie lepsze są okoliczne atrakcje, w ramach parku. Np. Hua Zhongyou. Szczerze mówiąc, tu było tak ładnie, że początkowo to wziąłem za Pałac Letni.
Ale wiadomo, że Pekin to głównie Zakazane Miasto. Tu niestety nie wejdziecie z marszu i musicie sobie wcześniej ogarnąć wejściówkę, których jest co prawda wiele tysięcy, ale szybko się rozchodzą.
Jeśli przyszło Wam stać kiedykolwiek w jakiś długich kolejkach, zapewniam Was, że to nic w porównaniu z tym co tu zobaczycie. Jednakże te kolejki bardzo szybko się posuwają.
Zasadniczo krajobraz, podczas zwiedzania będzie bardzo monotonny, zwłaszcza, że elektroniczny przewodnik nie działa najlepiej, także nawet go nie bierzcie. Szkoda pieniędzy.
Natomiast Miasto ma momenty.
Zwłaszcza jak pokonacie klimatyczne drogi, niczym bohaterowie serii gier Dynasty Warriors :) Po drodze będziecie mijać wielkie kadzie, które kiedyś służyły do przechowywania wody na wypadek pożaru. Zresztą takie same możecie spotkać w każdym historycznym miejscu.
Ogrody, to jest w końcu coś, co przełamuje monotonię.
Gdyby nie one umarłbym z nudów. I nawet dziewczyny w strojach Hanfu nie ratowały sytuacji :)
Tu spotkała mnie bardzo ciekawa historia. Chińczycy są bardzo hałaśliwi, ekspresyjni, ale też bardzo ciepli przy bliskich kontaktach. Pod schodami czekała pani z wózkiem inwalidzkim, gdyż jej mąż z synem wprowadzali dziadka po schodach. Zaproponowałem pomoc we wniesieniu. Pani najpierw była w szoku i machała ręką, Potem w jeszcze większym szoku, gdyż pomogłem też z drugimi schodami. Co w Chinach przeoranych przez mocarstwa kolonialne było nie do pomyślenia, że biały człowiek coś dźwiga. Efekt taki, że dziękowała mi cała rodzina, a nawet ochroniarze.
Wzdłuż Zakazanego Miasta biegnie handlowa ulica, na której oczywiście możecie znaleźć salon piękności Hanfu, gdzie wypożyczą Wam strój i zrobią odpowiednią stylizację. To stało się naprawdę ważną dziedziną gospodarki.
Na przeciwko ulicy macie hutongi, czyli stare budownictwo społeczne. Między nimi możecie znaleźć darmową (ale mniejszą) alternatywę dla zakazanego miasta, za zupełną darmochę :)
Ostatnią świątynię jaką chciałem zwiedzić, z uwagi również na jej walory historyczne, to Świątynia Niebios. Powiem tak. Jeśli to kolejna świątynia na Waszej liście, to już nie zrobi takiego wrażenia, tym bardziej, że będą tam tłumy, bo wejście jest z marszu.
Natomiast zdecydowanie polecam poszwendać się po parku, gdzie możecie znaleźć spokojne miejsce, a tam spotkać co najmniej dwa gatunki wiewiórek i dwa gatunki srok.
No ale wiadomo, że Chiny to Wielki Mur. Do muru dojeżdża pociąg. Potem macie dwie trasy. Z buta lub kolejką. Na kolejkę trochę poczekacie. Obie trasy prowadzą na inne odcinki muru.
Generalnie mur to nie jest przechadzka po promenadzie, to jest bardzo wymagająca górska wspinaczka, a przynajmniej na tym odcinku. Do tego w tłumie ludzi, którzy niekoniecznie pamiętają, żeby poruszać się prawą stroną i żeby nie blokować przejścia w trudnych momentach.
Dwa km od stacji kolejowej jest przystanek autobusowy, gdzie jeździ linia do Pekinu. Chyba 677. Wracałem autobusem, z uwagi na brak miejsc w pociągu i żałuję, że nie zdecydowałem się na niego od początku, gdyż trasa była malownicza, a i wydaje się, że prowadzi do ciekawego kawałka muru.
Wspominałem o hutongach. W centrum nie m bloków, tylko stare domki. Bogaci mają otoczoną murem willę, a biedni dzielą podwórka między siebie.
Oczywiście dwudziestomilionowe miasto to nie tylko hutongi.
Chińczycy uwielbiają pomniki. Uwielbiają też trzymać nos w telefonie i palić. W toaletach są podstawki na telefon, ale często gaszą na nich papierosy. Chińczycy mają słabą samoorganizację, za to przestrzegają nadanych im instrukcji. Jeśli nie ma napisane, że nie wolno gasić tam papierosów, to znaczy, że wolno. Tak jak tu w pomnikowym talerzu.
A małe pomniki, wiele o zabarwieniu kulinarnym, są na każdym kroku.
Co jadłem? Dużo rzeczy. Jaka jest kuchnia Pekinu? Baaaaardzo tłusta i duuuużo cukru.
Codziennie chodziłem tu po śniadanie, czyli batoniki z orzechów w cukrze, z różnymi dodatkami. Koszt 3 batonów - około 5 zł.
Chiny to też herbata. Tu macie najsłynniejszy dom herbaciany w Pekinie. Podobno. Nie próbowałem, bo akurat nie jestem miłośnikiem herbat. #teamkawa.
Jak z tym państwem policyjnym? Dużo policji, dużo kamer, ciągłe kontrole bagaży i bramki jak na lotnisku. Miejscowym skanują dowody, na turystów machają ręką. Choć raz wieczorem zaczepiła mnie policja, ale byłem blisko Placu Niebiańskiego Spokoju, czyli najpilniej strzeżonego miejsca jakie widziałem w Pekinie :)
Tak to prawda, że w Chinach są obozy reedukacji. Te oficjalne dla przestępców i nieoficjalne obozy koncentracyjne dla niepokornych mniejszości etnicznych. O Tybecie świat zapomniał, może dlatego, że dla prostego Tybetańczyka najazd Chin mógł być kojący, ale na tapecie są Ujgurzy. Tam mamy do czynienia z rugowaniem ludności rdzennej pod pozorem walki z terroryzmem.
Policja nie nosi broni na wierzchu. Mają tylko tarcze, długie kije i chwytaki do ludzi.
Czy faktycznie AI ocenia tam ludzi? I tak, i nie. Nie zapominajmy, że, owszem, dane są zbierane, jest infrastruktura, ale póki co, trudno to przetworzyć. Ledwo poradzono sobie z centralnym rejestrem długów (to ten mityczny Social Scoring).
Chiny są mocno scyfryzowane. Nie zrobicie nic bez telefonu. To głównie nim się płaci i to nawet na straganach. Do tego musicie sobie podpiąć kartę do aplikacji AliPay. WeChat jest trudny do ogarnięcia, bo musi Wam inny user potwierdzić, a może to zrobić raz na 3 miesiące. Angieslki niby znają, ale po co angielski, skoro są elektroniczne tłumacze i każdy wie jak je używać :)
Przepis genialny w swojej prostocie. Zaobserwowałem to na każdym kroku. Generalnie idea grillowanego mięsa na patyku jest bardzo powszechna w Pekinie, ale grillowane parówki i sposoby ich krojenia, to odrębny element sztuki :)
Składniki:
- jakaś parówka
- bambusowy kijek
- ulubiona marynata
Wykonanie:
Parówkę nadziewamy na patyk. Tniemy w ciekawy wzór, marynujemy i grillujemy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz